"Dylematy biegaczki"
Jestem
już ubrana i gotowa do wyjścia. Podobno nie ma złej pogody na bieganie
więc zastanawiam się tylko, którą kurtkę zabrać bo może padać...
ostatecznie decyduję się na tą niebieską bo ma kaptur i kieszenie.
Jestem gotowa gdy nagle słyszę szum. Wychodzę na balkon i widzę ścianę
wody. Za chwilę, niemal jednoczesne błyśnięcie i grzmot tak potężny, że
uruchomiły się alarmy samochodowe na
pobliskim parkingu. "Nieee, taka pogoda nie jest dobra do biegania..." -
już nawet nie liczę na to, że przeleci. Zatem Biegi Górskie przebiegły
mi koło nosa... ale i
tak dziś mam zaplanowany trening... może wieczorem nie będzie padać... a
jeśli będzie.... nie pobiegnę... ale nie chcę pomijać treningów
przygotowujących do półmaratonu...
Nasłuchuję... jakby szum mniejszy... może już nie będzie padać... może zostaną tylko kałuże i lekka mżawka...
Idę na balkon zobaczyć jaka jest pogoda...
Nasłuchuję... jakby szum mniejszy... może już nie będzie padać... może zostaną tylko kałuże i lekka mżawka...
Idę na balkon zobaczyć jaka jest pogoda...
W
międzyczasie wysłałam sms-a do koleżanki, która biega z dziećmi:
"Dzielne jesteście i biegacie dziś?" Na odpowiedź nie musiałam długo
czekać "Mamy płaszcze przeciwdeszczowe i suszarkę..."
Tymczasem niebo zaczęło się przejaśniać. Ulewa ustała. To ostatnia chwila na wyjście z domu, później nie zdążę na start. Szyba decyzja: zakładam gorsze skarpety i stare buty. Na piaszczystej trasie zapewne teraz jest bajoro a na leśnych ścieżkach kałuże. W rękę biorę butelkę z wodą i koszulkę na zmianę i już zamykam drzwi od strony klatki schodowe. Już z samochodu dzwonię do koleżanki żeby zajęła mi kolejkę po odbiór numeru startowego bo już jadę, lecę, pędzę...
Tymczasem niebo zaczęło się przejaśniać. Ulewa ustała. To ostatnia chwila na wyjście z domu, później nie zdążę na start. Szyba decyzja: zakładam gorsze skarpety i stare buty. Na piaszczystej trasie zapewne teraz jest bajoro a na leśnych ścieżkach kałuże. W rękę biorę butelkę z wodą i koszulkę na zmianę i już zamykam drzwi od strony klatki schodowe. Już z samochodu dzwonię do koleżanki żeby zajęła mi kolejkę po odbiór numeru startowego bo już jadę, lecę, pędzę...
----------------
"Na Łysej Górze"
Dojechałam przed czasem. Numer startowy odebrany przez koleżankę czekał już na mnie. Tym razem "2". Na uwagę zasługuje forma numeru. Nie były to karteczki przypinane "z przodu w widocznym miejscu" lecz siatkowe koszulki żółte i pomarańczowe z nadrukowanym numerem i logo. W końcu nie musiałam walczyć z agrafkami ;) chociaż po biegu wezbrała we mnie nadzieję, że koszulki zostaną porządnie wyprane.
Okazało się, że ulewa jednak biegaczy nie wystraszyła. Ostatnie osoby odebrały numery. Jeszcze tylko foto przy linii startu, odliczanie i ruszyliśmy... pod górę... pod Łysą Górę... W tym momencie przypomniałam sobie, że dawno nie biegałam po górkach. Powietrze było strasznie ciężkie. Las parujący po burzy to nie są najlepsze warunki, poziom tlenu spada do minimum. Potem był podbieg w lesie, potem skręt w prawo i piach i piaszczysty podbieg a potem to już w ogóle nie miałam siły. Nawet ostatnie "z górki" nie było przyjemnością. W końcu ostatnia prosta i meta.
W porównaniu z edycją zimową biegaczy było malutko więc panowała kameralna atmosfera, było dużo uśmiechu, sporo okrzyków dopingujących biegaczy, było fajnie. Na kolejne biegi trochę trzeba poczekać bo terminy wyznaczone dopiero na wrzesień.