sobota, 31 maja 2014

Bieg Wawerczyka

Bieg Wawerczyka - w nogach 5 km, średnie tempo poniżej 7 min i to mnie cieszy :) bo takie było założenie.
Kolejny lokalny bieg pobiegnięty a przy okazji szczytny cel zrealizowany bo trzeba wiedzieć, że organizatorem biegu była Fundacja Dogonić Marzenia... z pewnością jakieś dziecko dogoni swoje marzenia dzięki tym wszystkim, którzy pobiegli.
Na miejsce przybyłam punktualnie. Spotkałam się z umówioną koleżanką i jej dziećmi, które także biegły w biegach dla dzieci.Trochę potruchtałam, zrobiłam kilka rozgrzewających ćwiczeń coby stawy zardzewiałe rozruszać i kątem oka dostrzegłam znajomą twarz... Znajomą tylko z fotek na fb a tu taka okazja spotkania się "po drugiej stronie lustra" :) Pozdrowienia dla Krzysztofa z BIEGOteki :)
Pogoda się opamiętała i po ostatnich pochmurnych i deszczowych dniach wyszło słońce i jednym słowem, dało czadu. Trasa był cudowna w zasadzie po lesie jedynie krótkie odcinki prowadziły po asfalcie czy kostce.
Okazało się, że w tych lasach mieszka sporo ludzi, którzy widząc biegnący tłum wylegli z domów. Pamiętam jednego pana, który stał przy bramie, klaskał w dłonie i głośno wołał, że dajemy radę, że jesteśmy wielcy i tak mamy trzymać :) 
Leśna trasa ma swoje uroki... np: cień gdy słońce praży albo kałuże, które trzeba ominąć marszem co daje czas na odpoczynek ;) albo ptaki świergolące nad uchem... Obok mnie biegła para: on i ona. Gdy usłyszeliśmy ptaka ona mówi do niego: "słyszysz jak się śmieje?" "Z ciebie się śmieje" - odrzekł on. Na co ja wtrąciłam: "on się nie śmieje, on nas przecież dopinguje..." "aaa to ja w ogóle nie zrozumiałem..." - odrzekł on i było bardzo wesoło a ptaszyna jeszcze jakiś czas umilała nam drogę :)
Największe wrażenie jednak zrobili na mnie Spartanie. Grupa szaleńców, przebranych w rzymskie stroje w pelerynach, z tarczami i włóczniami startuje w biegach w celach charytatywnych. Przed startem odtańczyli swój taniec rytualny i dwójkami udali się na tyły startujących. Chwilę biegli za mną, potem mnie wyprzedzili i właściwie całą trasę biegliśmy razem. Dopiero na ostatnim kilometrze zostali w tyle. Spartanie biegli razem, cały czas pilnując szyku, wznosili bojowe okrzyki i śpiewali piosenki a gdy któryś Spartanin musiał na stronę, reszta przechodziła do marszu by tamten mógł ich dogonić. Klimat biegu ze Spartanami jest niezastąpiony :) Normalnie czad!!!
I tak oto przekroczyłam metę, dostałam medal, wodę i kupon na kiełbaskę z grilla. Było świetnie :)

czwartek, 29 maja 2014

same korzyści

Szalona nie pojmuje współczesnego świata...
Pamiętacie "paszport polsatu"? - no to teraz jest powtórka tylko z plusa. Szalona otrzymała "paszport korzyści". Wczytała się Szalona bo jak ma odnieść korzyści to dlaczego nie... No i Szalona nie pojmuje... Oferta stacji benzynowej Orlen: paliwo Verva tańsze o 10 gr na litrze a inne paliwa 5 gr na litrze. Szalona tankuje inne. Więc chwyciła Szalona kalkulator i liczy i liczy i liczy... no i wyliczyła co następuje: bak samochodu ma powiedzmy ok 30 litrów więc na takim tankowaniu korzyści byłoby 1,50 zł. Ale... zawsze musi być jakieś ale... cytuję: "kup produkty z oferty Stop Cafe lub Stop Cafe Bistro za min. 9,99 zł, a otrzymasz rabat" I jakoś Szalona ma wrażenie, że ktoś chyba tu czegoś nie zrozumiał... a może to Szalona liczyć nie umie...
W inne oferty Szalona się już nie wczytywała i na korzyści już nie liczy ;)

czwartek, 22 maja 2014

na Agrykoli

Trening biegowy na Agrykoli... Już od jakiegoś czasu zbierałam się żeby jakąś bardziej zorganizowaną formę bieganie uskutecznić, jednak zawsze coś stawało na drodze. Ale dziś moja depresja stresowa sięgnęła dna. Niebieganie przez ostatnie dwa tygodnie było bardzo niefajne i właśnie dziś przyszedł dzień żeby to zmienić. Poza tym doszłam do wniosku, że trzeba się do tego półmaratonu przygotować bo będzie obciach jak ta lala... i jak ja sobie w oczy spojrzę... Spacyfikowałam zatem wewnętrznego krytyka - malkontenta i wyruszyłam. 

Dojechałam bez problemu. W ogóle poruszanie się autem po Warszawie wychodzi mi co raz lepiej :) Jednak coś w tym musi być, że mówi się, że "ćwiczenie czyni mistrza". Miałam jeszcze chwilę więc wystawiłam nos do słońca i zadzierzgnęłam nowe znajomości :)

Trening zaczął się spokojnie: kilka kółek na rozgrzewkę, podczas ostatniego okrążenia uruchomione zostały kończyny górne. Następnie były skipy - bardzo mi się spodobały. A potem 200-metrowe przebieżki no i na koniec obowiązkowo rozciąganie. Cały trening urozmaicony był zaciekłą walką z żarłocznymi muszkami... następnym razem trzeba się wysmarować jakimś odstraszającym siuwaksem. 
Jutro z pewnością nie będę mogła chodzić :)

wtorek, 20 maja 2014

gdyby zadzwonił ktoś...

Czasem dopada mnie taki nastrój sentymentalny, taka nieogarnięta tęsknota za tym, żeby ktoś do mnie zadzwonił... tak po prostu zadzwonił i spytał co słychać. Ja odpowiedziałabym, że wszystko w porządku a ten ktoś od razu by wiedział, że nie jest w porządku. Wtedy powiedziałby: "mnie nie wkręcisz! mów, co jest grane?" A ja nie miałabym innego wyjścia tylko mówić prawdę jak na spowiedzi. Wtedy mogłabym jednym tchem wymienić wszystkie nagromadzone we mnie emocje. Nie przejmowałabym się, że są one sprzeczne albo wręcz się wykluczają... Wtedy mogłabym płakać i śmiać się jednocześnie... Wtedy nie bałabym się, że zostanę oceniona, że to co powiem zostanie wykorzystane przeciwko mnie... 
Gdyby tylko ktoś do mnie zadzwonił...
- Cześć, co słychać?
- Cześć, wszystko w porządku...
- Nie ściemniaj! Co jest?
...i to wszystko co jest we mnie wydostaje się na zewnątrz... to całe kłębowisko emocji, myśli, pragnień... chaotyczne, nieuporządkowane, nie poddane żadnej selekcji... 
Gdyby tylko zadzwonił ktoś bezpieczny, ktoś komu mogę zaufać, ktoś kogo znam bardzo dobrze, albo nie znam wcale... ktoś... 
...nie dzwoni nikt...

niedziela, 18 maja 2014

dzik jest dziki

No i miałam trenować... ale jakoś w ogóle mi to nie wychodzi. Ostatnio biega mi się strasznie. Już na drugim kilometrze mam ochotę usiąść pod pierwszym lepszym drzewem i odpocząć – no dobra, nie siadam ale też już nie biegnę tylko maszeruję a jak maszeruję to myślę sobie, że przecież mogę biec więc zaczynam truchtać i natychmiast jestem zmęczona i tak w kółko… Co ze mną jest nie tak? Co robię źle?
Zaczynają mnie nachodzić myśli, że to "trenowanie" nie jest dla mnie, bieganie może i tak ale trenowanie… o półmaratonie nie wspomnę… Mam co raz więcej wątpliwości czy ten półmaraton to jest dobry pomysł… 
Dziś "pobiegłam" (lepszym słowem byłoby "zrobiłam" lub "mam w nogach") 10 km. Pierwszy kilometr był fajny, na drugim miałam już dość, potem trochę maszerowałam a trochę biegłam a ostatnie trzy kilometry to były właściwie tylko marszem... Doprawdy, nie wiem jakim cudem endo pokazało mi puchar przy dzisiejszej dacie z adnotacją rekordu na dystansie 10 km poprawionego o 59 sekund...
Myślałam: "ok, może jestem zmęczona, niewyspana"... więc się wyspałam a przez ostatni tydzień nie biegałam... "odpocznę sobie" - pomyślałam. A dziś piękna pogoda, idealna na biegową wycieczkę do lasu... cóż... w moim wykonaniu to było czołganie się po lesie... 
Tracę motywacje... Po co to wszystko? Na co mi te biegi, półmaratony i medale? Przecież nie muszę... 
A z drugiej strony tyle osób mi kibicuje, cieszy się z moich sukcesów, trzyma za mnie kciuki... nie chciałabym nikogo zawieźć...

Foto z dzisiejszej wycieczki do lasu pt: "dzik jest dziki". Dziki miały wyżerkę ;)


zmysłowo, subtelnie, eterycznie...

Wczorajsza Noc Muzeów...
Wczorajszy koncert w Łazienkach...
"Strug. Leśmian. Soyka."

Wczorajszy koncert promujący płytę panów Adama Struga i Stanisława Soyki był przeżyciem transcendentnym i nawet erotycznym... Teksty Bolesława Leśmiana w aranżacji dwóch wielkich muzyków poruszały do głębi serca i przyprawiały mnie o gęsią skórkę, powodowały, że mrużyłam oczy i pogłębiałam oddech...
Czasem człowiek ma wszystko na wyciągnięcie ręki, potyka się o słowa, teksty, melodie i ich nie zauważa, nie docenia. Aż pewnego dnia słyszy teks i myśli: "przecież ja to znam..." Tak, wiersze Leśmiana były śpiewane już wiele razy i dziś wracam do tych wcześniejszych wykonań i odkrywam ich piękno na nowo. Potem sama czytam na głos. Słucham każdego słowa i zastanawiam się, jaką trzeba mieć w sobie wrażliwość i dojrzałość, żeby w taki sposób pisać o sprawach tak bardzo osobistych, intymnych... Jaką trzeba mieć wrażliwość i dojrzałość aby taki tekst wyśpiewać nie czyniąc go płytkim i śmiesznym...

Szczęście   
Bolesław Leśmian

Coś srebrnego dzieje się w chmur dali,
Wicher do drzwi puka, jakby przyniół list.
Myśmy długo na siebie czekali,
Jaki ruch w niebiosach! Słyszysz burzy świst?

Ty masz duszę gwiezdną i rozrzutną.
Czy pamiętasz pośpiech pomieszanych tchnień?
Szczęście przyszło. Czemuż nam tak smutno,
że przed jego blaskiem uchodzimy w cień?...

Czemuż ono w mroku szuka treści
i rozgrzesza nicość i zatraca kres?
Jego bezmiar wszystko w sobie zmieści,
Oprócz mego lęku, oprócz twoich łez...

Wcześniej tekst ten śpiewało Stare Dobre Małżeństwo. Wczoraj usłyszałam go w wykonaniu Struga i Soyki... Jestem urzeczona... muszę mieć tę płytę.

zmiana

Zmęczył mnie ten niebieski kolor i te jesienne jarzębiny w tle. Pomyślałam, że na wiosną i lato chcę czegoś lekkiego, zwiewnego i optymistycznego... Więc oto efekt moich nastrojów i pragnień kolorystycznych tym razem poszłam w czerwienie, a co! :)

niedziela, 4 maja 2014

kwiecień 2014

Kwiecień minął niepostrzeżenie.
Rozpoczął się mocnym akcentem w I Biegu Karczewskim. Zimno i leśne okoliczności przyrody przeczołgały mnie troszeczkę ;)
Potem było już spokojnie. 

Po raz kolejny przypomniałam sobie, że jeść należy częściej niż dwa razy na dobę więc dieta-przypominajka została włączona i zrealizowana. Trochę sobie pofolgowałam w święta ale już wróciłam na właściwą drogę więc kultywowanie zdrowego stylu odżywiania jest kontynuowane :) Co więcej okazało się, że to jest zaraźliwe. Ostatnio zauważyłam, że moja koleżanka z pracy, która do tej pory jadła jeden raz ok godz. 14, teraz je w pracy dwa razy. Na moje pytanie o tą zmianę odpowiedziała: "bo Ty tak ciągle mówisz o tym jedzeniu, że musiałam spróbować no i lepiej się czuję". Fakt, jak się je co trzy godziny to wychodzi, że "ciągle" ;)

Kwiecień to także miesiąc zmian w moim bieganiu. Komentarz na fb "pora zacząć trenować a nie biegać" wyciągnął na wierzch wszystko to co starałam się spychać na bok. Już od jakiegoś czasu chodziła za mną myśl, że takie sobie bieganie co prawda jest ok ale ja chcę czegoś więcej... Chodząca za człowiekiem myśl nie jest niczym konkretnym więc łatwo ją rzucić w najdalszy kąt jestestwa i biegać sobie dalej. A tu bach! taki konkret: trzeba zacząć trenować... popłoch... panika... brak czasu... Ale żeby nie zwlekać ze zmianami to do swojego biegania wprowadziłam przebieżki. No nie mam pewności czy to już jest trenowanie ale zmiana jest a efekty przyjdą pewnie szybciej niż się spodziewam...

Poza tym zajrzałam sobie do kolana - USG objawiło stan faktyczny mojego dyskutującego ze mną stawu. Okazało się, że nie ma dramatu. Są zmiany przeciążeniowe i niestety zmiany zwyrodnieniowe ale na szczęście niewielkie. Tak więc nie ma przeciwwskazań do biegania i wszelkiej aktywności fizycznej a jak zaczyna boleć to mam robić odpoczynek - dlatego po marcowych 85 km w kwietniu pozwoliłam sobie na odpoczynek i bilans miesiąca to "jedynie" ;) ponad 60 km.

A poza tym dzień jest zdecydowanie dłuższy, słońce co raz cieplejsze, bieganie po lesie cudowne a rano ptaki ogłuszają śpiewem... :)

sobota, 3 maja 2014

XXIV Bieg Konstytucji

W postanowieniach noworocznych zapisałam udział w Triadzie Warszawskiej. Pierwszy krok ku realizacji tego postanowienia uczyniłam: XXIV Bieg Konstytucji się odbył a ja w nim pobiegłam. 

Najpierw stresowałam się żeby nie zaspać - udało się :) Wstałam jak trzeba, wyszykowałam się i w drogę. ...a za oknem zimno i pada... aleee przecież nie ma złej pogody na bieganie ;)
Po drodze zgarnęłam z przystanku moją biegową koleżankę i od tej pory było gwarno, wesoło i radośnie. Droga minęła szybko i na miejsce dotarłyśmy bez problemów. Nawet się nie zgubiłam, chociaż jechałam inną drogą niż zwykle. Deszcz stale kropił lub siąpił...

Depozyty były na Pepsi Arena. Najpierw trochę byłam zniesmaczona, że tak daleko od startu i jeszcze dalej od mety ale potem okazało się, że wcale to nie było takie złe gdyż lepiej było przebrać się w cywilizowanych warunkach, do których trzeba dojść niż w nie wiadomo jakich warunkach w deszczu. 

Na starcie atmosfera wesoła. Rozgrzewa była źródłem energii, której się nawet nie spodziewałam. Czekając na start mojej strefy podskakiwałam sobie radośnie i gawędziłam z innymi biegaczkami. W końcu ruszyliśmy. Z głośników słychać Enej... 
Pierwsze dwa kilometry były super. Znalazłam swój rytm. Biegłam za dziewczyną w czapce z daszkiem a potem... był podbieg na Agrykili... W końcu znalazłam się na Ujazdowskich - to był czwarty kilometr, chyba znowu zaczęło mocniej padać i krople spływały mi po nosie i rozgrzanych policzkach. Cieszyłam się, że już nie jest pod górkę i czekałam na "z górki". No i się doczekałam. Skręt w prawo z Ujazdowskich i w dół. Odważę się stwierdzić, że gnałam jak szalona :) Chociaż ciężko było mi już oddychać. W głowie mówiłam sama do siebie: "wdech i wydech, głęboko i spokojnie, wdech i wydech"... Dużo zakrętów było na tym ostatnim kilometrze. Po którymś zakręcie spojrzałam na zegarek: dystans 4,6 czy 7 coś tam i czas 29:57. Pomyślałam, że mniej niż 30 min to jeszcze nie tym razem ale walczę o każdą sekundę. Wchodząc w ostatni zakręt spojrzałam przed siebie i zobaczyłam metę - ucieszyłam się, że już bliziutko. Ale gdy tylko wyszłam na prostą zaklęłam bo do mety jeszcze spory kawał (to było może ze 200 m ale wtedy wyglądał na długą drogę). W tym momencie chciałam usiąść i odpocząć sobie ale doszłam do wniosku, że to chyba jednak nie wypada. Poza tym jeszcze ktoś by się o mnie potknął i nieszczęście gotowe... Dobiegłam więc, starając się oddychać równomiernie.
Po przekroczeniu mety udałam się po upragniony medal. Zmoczona ale uśmiechnięta wolontariuszka zawiesiła mi na szyi moje trofeum - oto foto:


 Na następnym stoisku dostałam napój izotoniczny i banana, które pochłonęłam ze smakiem :) Chwilę jeszcze odpoczęłam i już miałam ruszać w stronę depozytów gdy zobaczyłam swoją koleżankę. Droga powrotna upłynęła więc w wesołej atmosferze, między kroplami deszczu i przy różnych zaklęciach żeby nie było tak zimno ;)

W zasadzie biegłam po medal ale w głębi serca miałam nadzieję na choćby małą życióweczkę... Oba cele zrealizowałam. Medal dostałam a czas na 5 km poprawiłam w stosunku do jesiennego o ponad 2 min. - obecny wynik to 31:17. Jestem z siebie dumna i już czekam na Bieg Powstania Warszawskiego.