niedziela, 24 listopada 2013

jestem trudna

Nadal nie biegam a raczej biegam codziennie rano między kuchnią a łazienką, ostatnio biegam też często do lekarza... jest ostro...
A na jednej z lekcji poleciłam uczniowi przeczytać tekst. Uczeń wymowę ma nie najlepszą więc co któreś słowo go poprawiam. W końcu zniecierpliwił się i stwierdził:
- Ale Pani jest trudna. - Na co ja odparłam:
- No to chyba dobrze, byłoby gorzej gdybym była łatwa... - Licealista aluzję złapał, speszył się lekko i natychmiast wrócił do czytanego tekstu... mając większe baczenie na wymowę...

środa, 20 listopada 2013

stop!!!

Tak właśnie mówi mi wszystko dookoła. STOP! i to wielkimi literami i z wykrzyknikiem.
Zaczęło się życiowym kryzysem i wizją rychłego opuszczenia tego świata. Więc organizm w akcie samoobrony podjął walkę. Nawet deszczowa pogoda nie była w stanie pokrzyżować planów. Gdy nadchodził czas, chmury się rozwiewały i wychodziło słońce... ale nadszedł czas kryzysu. Wielkie STOP pojawia się na każdym kroku. Czy to znak, że mam przystopować, czy wręcz przeciwnie, prowokacja do walki...??? Pozostaję w zawieszeniu... Moje "w biegu" zamienia się powoli "w nie-biegu"... Infekcje zatok i aparatu głosu od trzech tygodni zmuszają mnie do siedzenia w domu. Bieg Niepodległości przebiegł mi koło nosa a tak chciałam się sprawdzić na nowym dystansie... wiem, wiem, przyjdzie jeszcze czas... No i może gdyby to był ten jeden bieg to bym przyjęła takie wyjaśnienie. Ale dziś właśnie podliczyłam - w najbliższym czasie przebiegną mi cztery imprezy biegowe, którymi byłam zainteresowana... poza tym właśnie mija trzeci tydzień gdy moje różowe kalenji płaczą przy drzwiach wejściowych... moja frustracja się wzmaga... Szukam sensu... Szukam motywacji... Szukam siły i gotowości do powrotu... Na razie muszę czekać... STOP!
A dla utrzymania wysokiego poziomu rozmaitości, całe moje ciało właśnie zaczęło mnie swędzieć i pojawiła się wysypka... moje życie nie jest nudne ;)

czwartek, 14 listopada 2013

czy to dobrze? czy to źle?

Nadal choruje. Kolejna wizyta u lekarza. Zwolnienie lekarskie przedłużone. Nie powiem, poprawa jest ale żeby mówić o powrocie do pełni zdrowia to jeszcze potrzeba trochę czasu.

Więc... nadal nie biegam. Moja zachowawcza natura i przesadnie zdrowy rozsądek (że tez on nigdy nie choruje tylko zawsze jest zdrowy) nie pozwalają mi podejmować działań ryzykownych i skutecznie powstrzymują mnie od biegania... szukam alternatywy bo taki stan to potrwa jeszcze tydzień albo dwa a ja siedząc w domu bez żadnego wentyla bezpieczeństwa zwariuję, popadnę w szaleństwo albo głęboką depresję... w najlżejszym wypadku siądę i będę płakać :/ Więc chyba zacznę chodzić na spacery...

A z ostatnich moich utarczek słownych z uczniami dowiedziałam się, że męczę...
Uczeń: Ale pani mnie męczy...
Ja: A to nie dobrze?
Uczeń: Nieee... no w sumie to dobrze...
Ja: No to kończ zadanie.
Zadanie zostało zrobione sprawnie, bez ociągania się i na dodatek bezbłędnie.
Uwielbiam moich uczniów :)))

środa, 13 listopada 2013

iskierki różne dzisiejsze...

Dzisiaj: 4 km w nogach, poziom endorfin wyrównany, mogę dalej żyć, na wadze złamany kolejny kilogram - chociaż nie biegałam... Jest lepiej...
Wczoraj nie mogłam zasnąć, kotłowałam się w łóżku chyba do drugiej... może znowu powinnam zacząć pić melisę... dziś też może być trudna noc... dobrze, że pobiegłam, będzie łatwiej... mam nadzieję, że będzie łatwiej...
Dziś ostatnia dawka antybiotyku, jutro kończę sterydy. Czy czuję się zdrowa? Zdecydowanie nie! Cały czas strzyka mi w uszach i kotłuje się w zatokach. Dobrego jest tyle, że odzyskałam głos. Jutro ponownie wybieram się do lekarza bo kiedyś postanowiłam sobie, że nie pozwolę się nie-do-leczyć a obecnie ewidentnie infekcja żyje sobie swoim życiem i jeśli odpuszczę to w przyszłym miesiącu znowu będę zmysłowo szeptać. Nastawiam się na walkę.

wtorek, 12 listopada 2013

tęsknię...

Minął jedenasty dzień bez biegania...
...jest mi smutno i po raz pierwszy od nie-pamiętam-kiedy chce mi się płakać... tak po prostu, z niczego... W sumie dochodzę do wniosku, że mogłabym się przyzwyczaić do takiego kanapowego życia z laptopem na kolanach i herbatką z cytryną, ale... no właśnie, ale... w tym momencie pojawiła się w mojej głowie myśl, która już raz zmieniła moje życie. Ona pojawia się w momencie dla mnie trudnym, momencie gdy znajduję się na granicy życia i śmierci, myśl, która pokazuje mi, że ze mną już jest bardzo źle...

Myśl:
"jeśli tego nie zrobię to umrę, fizycznie i psychicznie umrę i przestanę istnieć"

Gdy pojawiła się ona w maju wstałam z narożnika, odłożyłam komputer, założyłam dres i buty i pobiegłam. Wtedy też płakałam bez powodu, byłam zmęczona i nic mi się nie chciało, nic nie miało sensu bo przecież wszystko można zrobić później... Była wtedy przyczyna takiego mojego nastroju ale to nie powód żeby się zapadać w sobie i umierać. Dziś, po czterech dniach spędzonych w domu umieram. Bieganie miałam zaplanowane na czwartek, może piątek ale już wiem, że jeśli jutro nie pobiegnę to umrę.
Dziś wieczorem byłam na spacerze. Rześkie powietrze lekko szczypało w nosie. Biegacze mijali mnie i biegli dalej... zazdrościłam im... byle do jutra... jutro zrobię choćby krótkie 4 km, tak na rozgrzewkę, tak dla szybszej rekonwalescencji, tak dla wyrównania poziomu endorfin, tak aby nie umrzeć...

niedziela, 10 listopada 2013

jest nadzieja :)

Ano, jest nadzieja na mój szybki powrót do zdrowia. W dniu dzisiejszym wydałam z siebie dźwięki podobne do mowy ludzkiej, co prawda jeszcze tonie pijanego bosmana ale zawsze więcej to niż szept no i o powrocie do zdrowia świadczy. Cieszę się z tego bardzo bo naprawdę byłam nastawiona na dwa tygodnie zmysłowego szeptania (tylko niby do kogo???) a tu niespodzianka może w tydzień się uwinę :) A najbardziej cieszy to, że nowe ciuszki będę mogła biegowo wypróbować... już się mogę doczekać...czwartek? piątek? ...cierpliwości...
Ale tak to już jest, jak się w życiu doświadczy czegoś co porywa całego człowieka, daje możliwość przeżycia emocji, które dotychczas były poza zasięgiem, daje wymierne efekty, których się nawet nie spodziewało i możliwość osiągania celów, które do tej pory były poza zasięgiem... tak jest gdy człowiek może robić rzeczy niemożliwe... bo jeszcze pół roku temu nie myślałam, że przebiegnę 10 km, schudnę 10 kg, kupię leginsy w rozmiarze M, poznam świetnych ludzi, a to wszystko z potem za uszami i śpiewem na ustach ;)
Więc niniejszym ostrzegam wszystkich: jestem zainfekowana!!! i zamierzam zarażać!!! :) ...bieganiem :)

czwartek, 7 listopada 2013

sezon jesień/zima rozpoczęty...

Sezon jesień/zima rozpoczęty ...rozpoczęty infekcją zatok, zapaleniem krtani i strun głosowych oraz zwolnieniem lekarskim (na razie tygodniowym ale mam jakieś przeczucie, że to jest wersja optymistyczna). Świeżo zakupione ciuszki biegowe muszą poczekać. Tyłek mnie już swędzi a nogi przebierają w miejscu. Jednak zaplanowane bieganie musi poczekać, start musi zostać odwołany... a miało być tak pięknie... bieg, pot, zmęczenie, 10 km, meta, medal... Realia jednak wyglądają inaczej... domowy dresik, kocyk, herbata z sokiem malinowym i cytryną w dzbanku na podgrzewaczu, szum kaloryfera, laptop na kolanach... już się odzwyczaiłam od takiego życia, już bym pobiegła...
...cierpliwości...

środa, 6 listopada 2013

blondynka za kierownicą ;)

Kilka praw i zasad, które decydują o tym, że samochód porusza się zgodnie z wolą prowadzącej go blondynki.

1. Prawidłowo napompowane koła powodują, że auto jedzie prosto, nie trzeba kierownicy trzymać oburącz bacznie obserwując linię boczną jezdni czy aby tor jazdy jest zachowany ale przede wszystkim zdecydowanie lżej kręci się kierownicą na zakrętach no i w ogóle jakoś tak lżej się robi ...szczególnie gdy samochód nie ma wspomagania ;)

2. Samochód zaparkowany przodem. Aby wyjechać należy "wrzucić" bieg wsteczny i opcjonalnie skręcić w lewo lub prawo (gdy koła są napompowane nie stanowi to problemu) i ruszyć. Następnie aby pojechać do przodu NALEŻY KONIECZNIE ZMIENIĆ BIEG (!!!) ze wstecznego na "jedynkę".

3. Raz na jakiś czas należy sprawdzić olej. Niestety jednostka czasowa "raz na jakiś czas" jest mało precyzyjna a pamiętanie przejechanych kilometrów przekracza zdolności umysłowe blondynki, dlatego zdarzyło się, że silnik pracował w wersji "w sosie własnym" (opiernicz od mechanika odebrany został z pokorą). Wskazanie: opracować sposób pamiętania o oleju...

4. Płynu do spryskiwacza zabraknie zawsze gdy jest chlapa - ale to chyba dotyczy nie tylko blondynek...

Obecnie blondynka hipotetycznie rozważa zmianę auta... Wniosek? Jeszcze odpowiednie auto dla blondynki nie zostało wyprodukowane...
Kurtyna!!!

wtorek, 5 listopada 2013

iskom już dziękujemy :)

Zastanawiałam się ostatnio w co się ubrać na bieganie w chłodniejsze dni. Jednego dnia ubrałam się ciepło, zgrzałam się jak boczek na patelni i przyrzekłam sobie, że drugi raz tego nie zrobię bo umrę. Więc kolejnym razem odziałam się nie co lżej... niestety okazało się, że mój organizm woli się przegrzać niż nie dogrzać. Tak więc metodą prób i błędów doprowadziłam się do infekcji zatok, która tradycyjnie i w 100% przewidywalnie wędruje sobie w kierunku mojego aparatu głosu... jak dobrze pójdzie to nie stracę możliwości artykulacji a jak nie, to zamilknę na jakieś dwa tygodnie i tym sposobem zostanę wyeliminowana z życia zawodowego i towarzyskiego. Póki co podjęłam ostateczną decyzję, że czas zaopatrzyć się w odzież stosowną do biegania w chłodniejsze dni. Idąc za ciosem, uzbrojona w kartę płatniczą i listę planowanych zakupów, po dokonaniu rekonesansu w internetowej wersji sklepu, wsiadłam w samochód i dzielnie ruszyłam przed siebie. Jak już wcześniej pisałam, zakupy odzieżowe nie należą do moich ulubionych zajęć, więc o motywację i pozytywne nastawienie szczególnie muszę dbać i zabiegać. Więc pojechałam...
W tym miejscu muszę nadmienić, że zakupy owe usiłowałam zrobić przez internet ale coś mi rozmiary nie pasowały. Nie mieściło się w mojej blondynkowej głowie, że kupując leginsy (do biegania oczywiście), które podciąga się do wysokości "pod pępek" czyli na wysokość bioder, więc kupując owe leginsy mam się zmierzyć w pasie. Dlaczego w pasie skoro odzież w ogóle tam nie dociera??? Poza tym z poczynionych miar wynikało, że rozmiarem dla mnie odpowiednim byłoby XL/46!!! Mój wewnętrzny imperatyw zdecydowanie nie wyrażał zgody na takie pozostawienie tej kwestii. W związku z tym stwierdziłam, że niezbędną jest osobista wizyta w stacjonarnej wersji sklepu i dobranie odpowiedniego rozmiaru metodą tradycyjną tj kotłując się w ciasnej przymierzalni, walcząc z butami, jeansami i wieszakami, tysiąc razy zakłądając i zdejmując kolejne części garderoby, skupiając się całym swym jestestwem na oddalaniu atakującej bezlitośnie frustracji "bo znowu za małe"...
...więc pojechałam...
W sklepie odnalazłam dział z odzieżą damską dla biegających i rzuciłam się w szał wybierania, przebierania, przymierzania i zamieniania rozmiarów na... !!!MNIEJSZY!!! Tak, tak, już nie pamiętam kiedy coś było na mnie za duże. A tu proszę bardzo :) Z mojej rozmiarówki "iksy" zostały wyeliminowane bezlitośnie. Nabyłam więc kurtkę-do-biegania w rozmiarze L/44, leginsy-do-biegania sztuk dwie (długie i krótkie 7/8) w rozmiarze M/L/42! oraz... (werble grają, napięcie rośnie) leginsy-na-pilates w rozmiarze M/40!!! Mierzyłam dwa razy na zmianę z eLką żeby się upewnić, że nie są za małe... i nie są!!!
Tak więc moja szafa wzbogacił się o kilka sztuk nowej garderoby, nękająca mnie do tej pory frustracja sama się sfrustrowała a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że bieganie jest bardzo dla mnie.
...i chyba nawet polubię zakupy... :)

niedziela, 3 listopada 2013

czym skorupka za młodu nasiąknie...

Właśnie oglądam bajkę dla dzieci. Fabuła prosta. Kot ratuje miasto i odzyskuje skradziony przez złe szczury skarb. Na zakończenie bajki najbardziej zły szczur staje się sługą i w jednej z ostatnich scen podaje na tacy napój... i pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby napój nie był podany w kieliszku i nie miała koloru czerwonego. Skojarzenie jednoznaczne z alkoholem??? No jaha, bo przecież cóż innego pijemy w kieliszkach???
I zastanawiam się, po co dzieciom sprzedawać takie wzorce? Gdy zakończyłeś pracę, coś ci się udało to się trzeba napić...
Pytam się dlaczego kot w bajce dla dzieci nie pije mleka???

Ostatnio na jednym z wykładów na uczelni prowadząca opowiadała jak to postanowiła zorganizować przyjęcie na szóste urodziny swojego syna. Przygotowała wiktuały, zakupiła napoje, zaprosiła kolegów i koleżanki synka. Poza tym nabyła szampana - oczywiście bezalkoholowego bo przecież dla dzieci. Więc były kieliszki i toasty.
W następnym roku syn także chciał zaprosić kolegów i koleżanki na swoje urodziny. Podczas zakupów upomniał się o szampana. Jadnak matka, pod wpływem znajomej,, dokonała refleksji, że ten "szampan" to właściwie tylko kultywuje tradycję spożywana alkoholu i w zasadzie to ona nie chce by jej dziecko uczyło się pić alkohol. Więc gdy syn poprosił o zakup szampana, zapytała się czy ten szampan mu tak bardzo smakował? Dziecko odpowiedziało, że właściwie to był kwaśny i nie smakował mu ani trochę. Idąc tym tropem zaproponowała ona inny napój - sok owocowy, który dziecko bardzo lubiło... Dziecko chętnie przystało na ten pomysł.

Puenta wydaje mi się zbyteczna.

problemy rozwiązują się same

Czy ja miałam jakiś problem ile biegać i jak biegać przez biegiem niepodległości??? No bo jakby nie patrzeć to będzie 10 km a taki dystans jest dla mnie cały czas w kategoriach wyzwania... więc: czy ja miałam jakiś problem??? No to już nie mam.
Zatkane zatoki, katar, kaszel i ból gardła zorganizowały mi już czas na najbliższe dni... Więc trenuję równy oddech aby nie umrzeć od kaszlu i liczenie zużytych chusteczek. Dziś miałam w planach ćwiczenia ("miałam" to właściwa forma czasownika) a jutrzejsze bieganie zamieniam na herbatę z cytryną i sokiem malinowym.
Pozostaje mi nadzieja, że do jedenastego wydobrzeję i do mety dobiegnę o własnych siłach...

piątek, 1 listopada 2013

październik run

No to się porobiło... Październik minął niepostrzeżenie tak jak mijają kolejne metry za każdym postawionym krokiem...
Bilans miesiąca satysfakcjonujący.
Rehabilitacja zaliczona. Jest lepiej :) Ranne wstawanie dało mi w kość ale się opłaciło.
Poza tym październik to dla mnie miesiąc pierwszych dziesiątek: przebiegnięte pierwsze 10 km i pierwsze 10 kg mniej na wadze :) Sama nie wiem co cieszy bardziej. Do tego rekordowa ilość wybieganych kilometrów - ponad 70 - robi na mnie wrażenie. Sama nie wierzę, że to robię... No i zmiana dystansu minimalnego... Są takie dni gdy mi się po prostu nie chce, albo się gorzej czuję ale wiem, że jak nie pobiegnę to lepiej nie będzie więc nie chcę odpuścić. Wcześniej w takie dni biegłam skrótem ok 4,5 km. Obecnie, jak mi się nie chce, biegnę 6 km... :)
Z miesiąca na miesiąc sama sobą się zadziwiam. Oczy otwieram co raz szerzej i już się nie mogę doczekać kolejnych dziesiątek... Najbliższa będzie niepodległości. Pakiet startowy już odebrany :)