Zastanawiałam się ostatnio w co
się ubrać na bieganie w chłodniejsze dni. Jednego dnia ubrałam się
ciepło, zgrzałam się jak boczek na patelni i przyrzekłam sobie, że drugi
raz tego nie zrobię bo umrę. Więc kolejnym razem odziałam się nie co
lżej... niestety okazało się, że mój organizm woli się przegrzać niż nie
dogrzać. Tak więc metodą prób i błędów doprowadziłam się do infekcji
zatok, która tradycyjnie i w 100% przewidywalnie wędruje sobie w
kierunku mojego aparatu głosu... jak dobrze pójdzie to nie stracę
możliwości artykulacji a jak nie, to zamilknę na jakieś dwa tygodnie i
tym sposobem zostanę wyeliminowana z życia zawodowego i towarzyskiego.
Póki co podjęłam ostateczną decyzję, że czas zaopatrzyć się w odzież
stosowną do biegania w chłodniejsze dni. Idąc za ciosem, uzbrojona w
kartę płatniczą i listę planowanych zakupów, po dokonaniu rekonesansu w
internetowej wersji sklepu, wsiadłam w samochód i dzielnie ruszyłam
przed siebie. Jak już wcześniej pisałam, zakupy odzieżowe nie należą do
moich ulubionych zajęć, więc o motywację i pozytywne nastawienie
szczególnie muszę dbać i zabiegać. Więc pojechałam...
W tym miejscu muszę nadmienić, że zakupy owe usiłowałam zrobić przez internet ale coś mi rozmiary nie pasowały. Nie mieściło się w mojej blondynkowej głowie, że kupując leginsy (do biegania oczywiście), które podciąga się do wysokości "pod pępek" czyli na wysokość bioder, więc kupując owe leginsy mam się zmierzyć w pasie. Dlaczego w pasie skoro odzież w ogóle tam nie dociera??? Poza tym z poczynionych miar wynikało, że rozmiarem dla mnie odpowiednim byłoby XL/46!!! Mój wewnętrzny imperatyw zdecydowanie nie wyrażał zgody na takie pozostawienie tej kwestii. W związku z tym stwierdziłam, że niezbędną jest osobista wizyta w stacjonarnej wersji sklepu i dobranie odpowiedniego rozmiaru metodą tradycyjną tj kotłując się w ciasnej przymierzalni, walcząc z butami, jeansami i wieszakami, tysiąc razy zakłądając i zdejmując kolejne części garderoby, skupiając się całym swym jestestwem na oddalaniu atakującej bezlitośnie frustracji "bo znowu za małe"...
...więc pojechałam...
W sklepie odnalazłam dział z odzieżą damską dla biegających i rzuciłam się w szał wybierania, przebierania, przymierzania i zamieniania rozmiarów na... !!!MNIEJSZY!!! Tak, tak, już nie pamiętam kiedy coś było na mnie za duże. A tu proszę bardzo :) Z mojej rozmiarówki "iksy" zostały wyeliminowane bezlitośnie. Nabyłam więc kurtkę-do-biegania w rozmiarze L/44, leginsy-do-biegania sztuk dwie (długie i krótkie 7/8) w rozmiarze M/L/42! oraz... (werble grają, napięcie rośnie) leginsy-na-pilates w rozmiarze M/40!!! Mierzyłam dwa razy na zmianę z eLką żeby się upewnić, że nie są za małe... i nie są!!!
Tak więc moja szafa wzbogacił się o kilka sztuk nowej garderoby, nękająca mnie do tej pory frustracja sama się sfrustrowała a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że bieganie jest bardzo dla mnie.
...i chyba nawet polubię zakupy... :)
W tym miejscu muszę nadmienić, że zakupy owe usiłowałam zrobić przez internet ale coś mi rozmiary nie pasowały. Nie mieściło się w mojej blondynkowej głowie, że kupując leginsy (do biegania oczywiście), które podciąga się do wysokości "pod pępek" czyli na wysokość bioder, więc kupując owe leginsy mam się zmierzyć w pasie. Dlaczego w pasie skoro odzież w ogóle tam nie dociera??? Poza tym z poczynionych miar wynikało, że rozmiarem dla mnie odpowiednim byłoby XL/46!!! Mój wewnętrzny imperatyw zdecydowanie nie wyrażał zgody na takie pozostawienie tej kwestii. W związku z tym stwierdziłam, że niezbędną jest osobista wizyta w stacjonarnej wersji sklepu i dobranie odpowiedniego rozmiaru metodą tradycyjną tj kotłując się w ciasnej przymierzalni, walcząc z butami, jeansami i wieszakami, tysiąc razy zakłądając i zdejmując kolejne części garderoby, skupiając się całym swym jestestwem na oddalaniu atakującej bezlitośnie frustracji "bo znowu za małe"...
...więc pojechałam...
W sklepie odnalazłam dział z odzieżą damską dla biegających i rzuciłam się w szał wybierania, przebierania, przymierzania i zamieniania rozmiarów na... !!!MNIEJSZY!!! Tak, tak, już nie pamiętam kiedy coś było na mnie za duże. A tu proszę bardzo :) Z mojej rozmiarówki "iksy" zostały wyeliminowane bezlitośnie. Nabyłam więc kurtkę-do-biegania w rozmiarze L/44, leginsy-do-biegania sztuk dwie (długie i krótkie 7/8) w rozmiarze M/L/42! oraz... (werble grają, napięcie rośnie) leginsy-na-pilates w rozmiarze M/40!!! Mierzyłam dwa razy na zmianę z eLką żeby się upewnić, że nie są za małe... i nie są!!!
Tak więc moja szafa wzbogacił się o kilka sztuk nowej garderoby, nękająca mnie do tej pory frustracja sama się sfrustrowała a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że bieganie jest bardzo dla mnie.
...i chyba nawet polubię zakupy... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz