Ile razy można zaczynać?
Ja właśnie zaczynam... kolejny raz...
W zasadzie to nie ma się czym chwalić, bo to co się wydarzyło jest jednak wielką życiową porażką, bo to nie tak miało być... A mimo to piszę... piszę bo chcę to z siebie wyrzucić, bo czuję ulgę, bo nie chcę być z tym sama...
Z jednej strony ulga, że już po, że już jest z głowy, droga wolna...
Z drugiej strony strach, bo już tyle złego mnie spotkało i nie wiem jakie jeszcze przykrości czają się z zakrętem nocy, bo tylu "przyjaciół" okazało się "nie-przyjaciółmi", bo trzeba się mierzyć ze stereotypami i ocenami...
Więcej obaw niż nadziei...
Coś się kończy i trzeba zacząć coś nowego. Wierzę w to, że nikt nie jest sam ze swoim problemem. Wierzę, że ktoś, gdzieś, kiedyś przeżywał już to samo co ja... Zaczynam od nowa i nie wiem co się wydarzy... i w tym momencie zaczęłam się zastanawiać co wiem? co jest pewne? (to co pewne daje poczucie bezpieczeństwa) hmmm... buduję swoje poczucie bezpieczeństwa...
Zatem pewne jest to, że wstanę następnego dnia rano i pójdę do pracy. Pewne jest to, że we wtorki, czwartki i weekendy będę biegać a w środy ćwiczyć pilates. Pewne jest to, że będę szukała radości i będę się uśmiechać a może nawet podśpiewywać pod nosem. Pewne jest to, że wieczorem wypłaczę się w poduszkę aby pozbyć się przychodzących smutków i następnego dnia mieć siłę na szukanie radości, sensu i celu...
Pewne jest to, że nie będzie łatwo ale dam radę bo mogę wszystko... a teraz idę spać, może w krainie snów znajdę źródło siły do robienia tego wszystkiego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz