czwartek, 12 czerwca 2014

jak żyć przed półmaratonem?...

Podobno najważniejsze to mieć plan. No i tu zaczyna się problem gdyż jestem mistrzynią planowania. Faza planowania może u mnie trwać w nieskończoność a obmyślanie możliwych rozwiązań opanowałam do perfekcji. Jednak taki stan rzeczy ma jedną zasadniczą wadę: na realizację zostaje mi bardzo niewiele czasu...
Zatem wpadam już w lekką panikę w kontekście planowanego (!!!) półmaratonu. Przebiec ponad 21 km to już nie przelewki, trzeba się dobrze przygotować, trzeba mieć plan... zatem planuję, rozmyślam, rozmawiam, rozglądam się, czytam... Proces planowania w toku... i świta mi gdzieś z tyłu głowy, że to już nadszedł czas na realizację, na działanie, na bieganie a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że na trenowanie... Świta... a za tym świtaniem pojawia się panika bo czy ja dam radę? czy przebiegnę? czy dobiegnę? czy dobrze się przygotuję? czy nie będzie nudno? czy nie będzie gorąco? czy nie będzie padać? jak mam się przygotować psychicznie? jak mam myśleć o trasie, która nie niesie żadnych atrakcji? jak myśleć o treningu? co myśleć gdy myślę, że nie mam siły? gdzie jest moja granica wytrzymałości? kiedy powinnam powiedzieć dość i odpuścić? jak trenować? jak jeść? jak się ubrać?...
Co raz częściej myślę sobie, że porwałam się z motyką na słońce. A za chwilę myślę, że przecież biegam więc dlaczego nie spróbować... spróbować z postanowieniem, że się uda. Ale przecież ja biegam całkiem króciutko, mam jeszcze kilka zbędnych kilogramów, kolano czasem odmawia współpracy, ostatnio pofolgowałam sobie ze słodyczami... panika, strach, bezsilność, samotność... fakt czy tylko moje wyobrażenia??? 

Szukam inspiracji. Szukam motywacji do działania bo plan przecież mam. I nie, nie motywują mnie fotki płaskich brzuchów z fitblogów na fb z komentarzem, że ty też możesz, nie motywują mnie fotki kolorowych mamałyg do przełykania bo kto to słyszał żeby blendować szpinak??? Nie motywują mnie biegacze, którzy biegną półmaraton w 1:30 a mówią ale jestem słabiutki/a... Ale też nie wiem co mogłoby mnie zmotywować... 
Zapytasz drogi czytelniku "a co cię motywowało na początku? dlaczego zaczęłaś biegać?". Ta motywacja się wyczerpała... Zaczęłam biegać z rozpaczy. Tak się zdarzyło, że zostałam wygnana do czarnej krainy rozpaczy, do krainy, w której się umiera, w której nie ma nadziei i brakuje powietrza, tam nie ma słońca, jest tylko płacz i rozpacz... Pewnego dnia stwierdziłam, że ja nie chcę umrzeć i muszę coś zrobić żeby żyć. Wstałam zatem z kanapy i pobiegłam... tak po prostu, bez wielkich planów i nadziei, bez wielkich celów... wtedy chciałam żyć i oddychać... Udało się :)
A teraz nie wiem co dalej... żyję... i co dalej??? I ciśnie się na usta pytanie: "jak żyć?" a ja zapytam dalej: jak biegać? jak myśleć o bieganiu? jak znajdować cierpliwość i wytrwałość? jak "chcę" zamienić na "robię"?...
...tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz