I tak sobie Go podsumowuje ten 2016 rok… i spogląda Go za siebie i
myśli sobie, że trochę szkoda, bo to był bardzo dobry czas… a z drugiej strony
to dobrze, bo ta dieta to może człowieka wykończyć…
2016 rok zaczął się dla Go mocnym stwierdzeniem, że dość tych
kilogramów i frustracji z tym związanych i właściwie na tym postanowienia
noworoczne się skończyły i Go wzięła się za realizację.
W pierwszych krokach nowego roku rozchorował się Go straszliwie, więc
dwa tygodnie na antybiotyku a potem dochodzenie do siebie zajęło trochę czasu…
W końcu udało się Go ogarnąć i pomocnika do realizacji planów znaleźć i tak od
marca Go z nieocenioną pomocą Marcina wytoczyła ciężką artylerię w walce z
tłuszczem.
Nabyła Go wagę kuchenną (!!!) Wypełniła niezliczone tabelko dla trenera
i z lekkim przerażeniem zakasała rękawy, co by tą dietę w gramach ogarnąć.
Mijały kolejne tygodnie i miesiące. Spadały kolejne gramy i kilogramy.
Go zaprzyjaźniła się z siłownią.
W bieganiu szału nie było, bo bieganie na redukcję nie jest nastawione
na bicie życiowych rekordów… no chyba, że w ilości zredukowanych kilogramów.
Na koniec roku 2016 waga pokazywała 63 kg, czyli 12,5 kg mniej niż w
lutym 2016 i to jest dla Go największy sukces i to chyba nawet nie tylko tego
roku.
Poza tym Go pobiegła kilka biegów: w końcu udało się zrobić cały cykl Zimowych Biegów
Górskich w Falenicy, był także fantastyczny Półmaraton w Lądku Zdrój w ramach Dolnośląskiego Festiwalu
Biegów Górskich ze świetną ekipą, kilka piątek i dyszka na stulecie Otwocka… więc jak się
okazuje takiego zupełnego lenistwa nie było bo w sumie ponad 800 km Go
wybiegała.
Go jest bardzo zadowolona z minionego roku. Życzyłaby sobie Go by ten
rozpoczęty 2017 nie był gorszy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz