piątek, 25 października 2013

prawdziwych przyjaciół...

Zastanawiam się jak to jest.
Są takie dni, że pozytywna energia we mnie aż kipi. Mogę góry przenosić i wszystkie przeciwności przyjmuję na klatę. Uśmiech nie schodzi z moich oczu a ludzie na ulicy oglądają się za mną. Gdy przychodzę z pozytywną energią, euforią i radością, gdy daję uśmiech i słońce nawet w pochmurny dzień to inni biorą ile się da. Ja się chętnie dzielę, bo radość opiera się wszelkim prawom matematyki i im bardziej się ją dzieli tym bardziej ona się mnoży.
Jednak przychodzi trudniejszy czas. Czas, w którym moje życie lekko albo i bardzo szarzeje, gdy energia się wypala i każda aktywność wymaga ode mnie nadludzkiego wysiłku.
Przychodzę wtedy do tych samych osób i proszę o wsparcie. Nie jest łatwo prosić o pomoc ale wiem, że sama nie dam rady więc proszę by oddali mi choć odrobinę tego co dostali ode mnie... A oni...obracają wszystko w żart... zaczynają mówić o swoich problemach... nie słuchają mnie, nie chcą mnie słuchać...
Jest mi potwornie przykro. Czuję się okradziona, odrzucona i skrzywdzona... samotna...
Po tych osobach nie spodziewałabym się tego...
I sprawdza się staropolskie powiedzenie: "kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz