Tak, od soboty jestem na diecie. Miałam być od poniedziałku ale, że dieta trwa 10 dni to pomyślałam sobie, że od soboty to będzie tydzień i trochę a od poniedziałku to będą prawie dwa tygodnie. Dla mnie "tydzień i trochę" brzmi znacznie lepiej :) Jeśli ktoś w tym momencie doszedł do wniosku, że nie widzi różnicy, to niech już nie próbuje zrozumieć... ;)
Więc, jestem na diecie.
Czas trwania: tydzień i trochę.
Co jem? - prawie wszystko (tak "prawie" robi różnicę). Łatwiej napisać czego nie jem. Więc: nie jem pieczywa i produktów mącznych, ryżu, kasz oraz niektórych owoców (np: banany) Poza tym wszystko jest jadalne :) Jadłospis jest tak skonstruowany, że sama wybieram co będę na dany posiłek jadła.
Jak często? - Sześć posiłków dziennie. Czyli spożywając pierwszy posiłek o godz. 6:30, jem co trzy godziny.
Dziś koleżanka w pracy zapytała, po co mi to? co daje mi ta dieta i ta szopka z tymi pojemnikami, sałatkami, serkami... Nie musiałam długo myśleć. To, że chcę zgubić parę kilo, nie jest żadną tajemnicą ale poza tym... No właśnie! Poza tym to zmieniam swoje niewłaściwe nawyki żywieniowe. Właśnie tak. Bo to co mi pozostaje po diecie to nie tylko luz w spodniach ale także:
1. przyzwyczajenie do tego, że jem częściej a mniejsze porcje,
2. trening robienia zakupów: co z tego, że chcę się zdrowo odżywiać, skoro wchodzę do sklepu, podchodzę do tych samych samych półek co zwykle i kupuję to co zwykle. Zmiana nawyków żywieniowych wymaga zmiany nawyków zakupowych,
3. doświadczenie tego, że surówka z cukinii, pomidora i cebuli można się najeść i nie trzeba się zapychać kanapkami;
4. doświadczenie tego, że przygotowanie zdrowego i smacznego jedzenia nie zajmuje całego dnia i można na to poświęcić chwilę wieczorem i kilka minut rano
5. w czasie diety próbuję zupełnie nowych smaków.
Poza tym doszłam do wniosku, że oprócz tego co i jak jem ważne jest też moje samopoczucie. Więc mniejszą szkodą będzie zjedzenie kostki czekolady gdy najdzie mnie ochota (nawet w czasie diety) niż stresowanie się, że nie powinnam a potem przeżywanie, że złamałam dietę bo zjadłam. Równowaga i spokój, to są moim zdaniem klucze do sukcesu. Do tego oczywiście zdrowe nawyki żywieniowe i aktywność fizyczna. I sukces murowany :)
Jednak przede wszystkim muszę chcieć. Ja sama, muszę podjąć działania żeby zmiana mogła zaistnieć. Więc zamiast siedzieć i mówić jak to ja chcę, biorę kartkę i długopis i rozpisuję jadłospis na kolejne dni, przy okazji robię listę zakupów a dietę traktuję nie jako cel tylko jako drogę, która poprowadzi mnie do czasu aż samodzielnie będę znała kierunki.
Dzisiejszy tekst sponsorował kolejny znikający kilogram :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz