niedziela, 2 marca 2014

wszyscy ćwiczymy, wszyscy biegamy :)

Weekend minął mi edukacyjne. Drugi semestr studiów zaczął się przyjemnie tym przyjemniej, że to już semestr letni więc już sama nazwa nastraja optymistycznie. Sesja zaliczona pozytywnie. Grupa mniejsza o kilka osób, które "odpadły" ale ci najfajniejsi dali radę więc nadal jest wesoło. Plan zajęć mam nawet przyjemny. Co prawda w soboty zajęcia do godz. 20 ale za to w niedzielę fajrant o 16:30 więc czas na weekendowe bieganie łatwiej będzie znaleźć niż w semestrze zimowym.

A wczoraj, podczas przerwy między zajęciami, rozmawiałam z koleżanką z grupy o bieganiu, ćwiczeniach i ogólnie zdrowym trybie życia. W pewnym momencie ona mówi: "A wiesz, że po ostatniej naszej rozmowie zaczęłam ćwiczyć... W sumie wiadomo, że warto ale jak ma się kontakt z kimś kto sam ćwiczy i opowiada o swoim życiu i swoich doświadczenia to tak jakoś bardziej się chce..."  Myślałam, że pęknę z dumy a z radości zacznę skakać :) przecież w swoim bieganiu i ćwiczeniu jestem taka malutka (tutaj należy dodać komunikat niewerbalny zbliżając kciuk i palec wskazujący do siebie) a mimo to mogę być dla kogoś inspiracją (bo boję się użyć słowa "wzorem").
Dziś z kolei wychodzę biegać. Po drodze wynoszę śmieci i przy śmietniku spotykam sąsiadkę z sąsiedniego bloku, z którą kontakt ograniczał się do sympatycznego "dzień dobry". Wrzuciłam śmieci do kontenera. Czekając aż garmin znajdzie satelity postanowiłam zrobić jeszcze kilka ćwiczeń na rozgrzewkę. W tym momencie rzeczona sąsiada zwraca się do mnie: "biega pani? Ja będę biegać od jutra, już kupiłam sobie buty"... Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy o sportowych biustonoszach bo w zwykłych to się nie da... o rozgrzewce i rozciąganiu... i sprzedałam sąsiadce moją pierwszą trasę... Szczerze się ucieszyła i na koniec powiedział: "Tak, rano odprowadzę syna do szkoły a potem pobiegam" 
No i jak tu się nie cieszyć :) 
A swoją drogą takie sytuacje mają też pozytywny wpływ na moją motywację. Teraz nie mogę przestać bo za jakiś czas spotkam się z tymi paniami i co powiem: "już nie biegam, już mi się znudziło, odechciało, rozjechało?..." - trochę obciach :/ Więc biegnę dalej...

Nadal utrzymuję tendencję "więcej niż 6 km" więc dziś 7 km co prawda powolutku ale skutecznie... dziś coś mi żołądek dokucza :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz