Pewnego dnia pomyślałam sobie, że pobiegnę tak po prostu, przed siebie.Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wyszła z tego ciekawa, relaksacyjna i pełna przygód wycieczka biegowa po Mazowieckim Parku Krajobrazowym a konkretnie po Rezerwacie Przyrody Torfy.
Na miejsce podjechałam samochodem - taki początek wycieczki biegowej ;) Zaparkowałam pod lasem. Zaczęłam grzecznie od rozgrzewki i udałam się w kierunku drogi do starej leśniczówki. Gdy ujrzałam czarne, błotniste bajoro, które miało być drogą i pamiętam, że kiedyś było, lekko zwątpiłam ale szybko się zorientowała, że z boku wydeptana jest ścieżka więc dziarsko ruszyłam do przed siebie.
Przystanek pierwszy: Jezioro Torfy a raczej zmarzlina Torfy (foto poniżej). W warunkach letnich roi się tu od kaczek, łabędzi i ryb, które muskają taflę wody od spodu i dopraszają się o okruchy. Dziś zamarznięte jezioro świeci pustkami - trochę smutny widok... Jedynym wesołym akcentem było stado sikorek, które raczyły się wywieszoną na pobliskich drzewach słoniną... ależ one miały uciechę, a się przekomarzały a się przepędzały... Normalnie można stać i patrzeć z godzinę ale jak się nie biegnie to robi się zimno więc pożegnałam się z jeziorem i sikorami i ruszyłam dalej.
Zaciekawiły mnie zawieszone na drzewach tabliczki - takie jak ta poniżej - tu akurat dzik, ale były też: łabędź, ryś, bocian, jeleń, jeż, sarna, wilk, wydra... No nie wiem czy to są zwierzęta, które żyją w tym lesie... co do rysia mam wątpliwości ale może się mylę... muszę się douczyć. Wątpliwości natomiast nie mam co do dzików gdyż wielokrotnie mijałam całe połacie zryte przez dziki. Dobrze, że żadnego nie spotkałam ;)
I tak sobie biegłam i biegłam... Z drogi-czarne bajoro skręciłam w dukt leśny bo tam sucho i przyjemnie i biegłam sobie i biegłam. W oddali zamajaczyły mi jakieś postacie... "ludzie czy zwierzęta?" - pomyślałam. Zaczęłam się wpatrywać... Eeee śmiga coś małego i czerwonego... może specem od leśnych zwierząt nie jestem ale wiem, że ani dzik ani sarna ani nawet ryś, do którego bytności tutaj mam wątpliwości, czerwone nie są. Dziarskim krokiem ruszyłam dalej z postanowiłam, że nigdzie nie skręcam - co by się nie zgubić i biegnę sobie to tego prześwitu, który widać w oddali...No i do prześwitu dobiegłam, rozejrzałam się "gdzie ja właściwie jestem? i w którą stronę dalej?" (foto poniżej) Z bocznej drogi wyłoniło się starsze małżeństwo z kijkami: "i jak się biega?" - zapytał starszy pan. "Świetnie" - odpowiedziałam - "tylko nie za bardzo wiem gdzie jestem..." Pan się troszkę uśmiał ale po ustaleniu celu, wskazał mi właściwą drogę.
O, blondynkowo kompromitacjo!!! Okazało się, że wyczucia i orientacji w terenie to nie mam za grosz. Od tej polanki, na której czułam się tak zgubiona do samochodu miałam ok 500 m... i to pozostawię bez komentarza....
Stwierdziwszy, że jeszcze nie mam dość i że kilometrów trochę za mało zrobiłam pobiegłam sobie w kierunku cmentarza żydowskiego - nigdy tam nie byłam a przecież obecność Żydów w Otwocku i Getto Otwockie to kawał historii. Biegło się przyjemnie, sucha ścieżka i szum drzew...Cmentarz Żydowski jest porządkowany co jakiś czas przez grupy młodzieży (harcerzy chyba) mimo to zarośnięte i zdewastowane nagrobki mogą budzić strach. Przystanęłam na chwilę, podumałam... Potem rozejrzałam się... W oddali zamajaczył mi biało-czerwony murek... "Ciekawe co to jest..." - ruszyłam. Przez chwilę miałam myśl, że jeśli to jest murek przy Czerwonej Drodze od strony Karczewa to chyba umrę... Tak, już powinnam nie żyć. To był ten murek... Czyli miejsce bardzo dobrze mi znane... "Jak tu wszędzie blisko..." - pomyślałam i zawróciłam w kierunku samochodu.
Tym sposobem zwiedziłam trochę lasu, oddałam hołd historii, nawdychałam się świeżego powietrza i ubłociłam buty. Przekonałam się, że zgubić się w lesie nie jest łatwo, gdyż nie jest on duży i gdzie by się nie dobiegło to zaraz jakieś znajome miejsce się wyłania. Wycieczka po lesie bardzo udana i już szukam wolnego terminu w kalendarzu na następną... dobrze, że dnie co raz dłuższe :)