Ostatnie stresy dały mi się we znaki... wspominałam o tym trochę. Nie chcę się skupiać na samych stresach i ich przyczynach bo to nie one są bohaterem tego blogu. Ale, że stresy ma każdy z nas nie ulega wątpliwości, tak samo jak to, że każdego z nas co innego będzie stresowało, u każdego z nas stres inaczej się będzie objawiał i każdy z nas inaczej ze stresem sobie będzie radził.
Moje stresy blokują mi klatkę piersiową. Żebra kurczą się i ściskają mnie jak obręczą. Płuca zmniejszają się o połowę tak, że robię jedynie krótkie, płytkie wdechy - wiadomo, że długo tak nie można pociągnąć... Serce zaczyna wariować, ciśnienie krwi szybuje w górę, albo pojawia się kłucie pod żebrami... Do niedawna lekiem na całe zło było jedzenie i nawet dziś łapię się na tym, że przy jakimkolwiek napięciu sięgam do lodówki albo idę na donaldowego hamburgera i frytki... a potem to już tylko wyrzuty sumienia, że się obżarłam i kolejny stres, bo wyrzuty sumienia raczej nie dają poczucia komfortu i satysfakcji... więc? znowu jedzenia... i tak w kółko...
Dziś postanowiłam, że nie ulegnę donaldowej pokusie a w zamian pobiegam. Ale nie tak jak zwykle czyli kółeczko 6 km i już, tylko pobiegnę sobie daleko i będę sobie biegła i biegała i biegła aż się zmęczę. A jak się zmęczę to sobie pomaszeruję aż odpocznę a potem znowu będę biegła i będę biegła. Pomyślałam sobie, że tym sposobem moje płuca będą musiały trochę wyluzować, żeby dotlenić organizm. Moje serce będzie musiało się ogarnąć, żeby wrócić do właściwego rytmu a żebra będą musiały rozluźnić uścisk i dać trochę przestrzeni płucom...
Czy tym sposobem stres zniknie? Z pewnością nie. Ale skutecznie pozbędę się napięcia, zmniejszę negatywne, dla mojego zdrowia, skutki stresu.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wybrałam się do lasu i biegłam sobie i biegłam... wycieczka biegowa po lesie była bardzo udana a, że pełna wrażeń i przeżyć to zasługuje na oddzielny wpis opatrzony fotkami. W każdym razie moje przeczucie się sprawdziło. Organy wewnętrzne wróciły do swojego normalnego trybu, przyczyny stresu nie zniknęły... ale perspektywa jakaś taka inna się zrobiła.
A teraz gotuję zupę brokułową, właśnie sprawdziłam wyniki egzaminu z psychologii (dostałam 4,5) i tak sobie myślę, że świat jest piękny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz