Po listopadowej przymusowej przerwie
wracam do biegania. Myślałam, że będzie ciężko i pod górę a tu hop siup i
już biegnę i tak jak wcześniej jest super i chcę jeszcze i nawet jak mi
się nie chce to chcę.
W zadziwienie wprawia mnie tylko
tempo. Do października 7:50-8 min/km. Grudniowe bieganie to progres
zaskakujący. Kolejne biegania wyglądają następująco:
- po 4 km 7:16 za dwa dni 7:07 a potem 7:02
- kolejne dwa wyjścia to już 6 km w tempie 6:58 i 6:49.
Podejrzewam, że GPS się zepsuł albo Ksawery satelity poprzestawiał, bo aż mi się wierzyć nie chce w takie przyspieszenie... Ale się nie zniechęcam i zamierzam biegać nadal, nawet gdy temp dojdzie do 2 minut ;) A może to jest kwestia temperatury... w końcu przed zimnem trzeba uciekać...
- po 4 km 7:16 za dwa dni 7:07 a potem 7:02
- kolejne dwa wyjścia to już 6 km w tempie 6:58 i 6:49.
Podejrzewam, że GPS się zepsuł albo Ksawery satelity poprzestawiał, bo aż mi się wierzyć nie chce w takie przyspieszenie... Ale się nie zniechęcam i zamierzam biegać nadal, nawet gdy temp dojdzie do 2 minut ;) A może to jest kwestia temperatury... w końcu przed zimnem trzeba uciekać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz