Wierzę w cuda. Ale od dziś zacznę się zastanawiać czy słowo "wierzę" jest tym stosownym określeniem...
Znacie ten moment, gdy w przymierzalni sklepowej wciągacie na siebie
kolejny ciuch z nadzieję, że będzie on tym jedynym i właściwym...
naciągacie go, przy maksymalnym wdechu i wciągniętym brzuchu i cudem
udaje się go dopiąć. Potem następuje ostrożny wydech i wdech... a
następnie ma miejsce rozbudowany dialog wewnętrzny oparty na obrazie
widocznym w lustrzanym odbiciu: "Ok, nic nie pękło... Ale te/ta/to
spódnica/spodnie/bluzka/sweter jest/są piękne... no dobrze, może trochę
za ciasne, ale (tu następuje punkt kulminacyjny!!!) NA PEWNO SCHUDNĘ."
Znacie to??? Mnie też to wielokrotnie spotykało. Oczywiście potem ciuch
leżał w szafie, nawet i latami, aż w końcu lądował w darach dla
powodzian. Uczucie porażki i narastającej frustracji było nie do
opisania.
W ten oto sposób w ubiegłym roku nabyłam spódnicę. Superową spódnicę,
kolor - rewelacja, krój - idealny do mojej figury, bezdyskusyjną zaletą
było także to, że spódnicy się nie prasuje :). Tylko... (w takich
przypadkach "tylko" i "ale" można stosować zamiennie) więc: Tylko była
troszkę za ciasna w pasie co skutkowało ograniczoną możliwością
głębokiego oddychania oraz ściąganiem się spódnicy do góry, to ostatnie
jednak nie stanowiło większego problemu gdyż długość spódnicy nie była
zagrożeniem w tym temacie. Nie mniej, komfort noszenia pięknego ciuszka
raczej mierny.
Dziś postanowiłam ową spódnicę przewietrzyć. Nieśmiało wyciągnęłam ją z szafy. Naciągnęłam na siebie i... zapięłam suwak! Tak po prostu! Bez wdechów, wydechów, wciągania brzucha i innych akrobacji... Bilans -5 kg daje się już namacalnie zauważać :) Normalnie cud w polewie malinowej :D
Dziś postanowiłam ową spódnicę przewietrzyć. Nieśmiało wyciągnęłam ją z szafy. Naciągnęłam na siebie i... zapięłam suwak! Tak po prostu! Bez wdechów, wydechów, wciągania brzucha i innych akrobacji... Bilans -5 kg daje się już namacalnie zauważać :) Normalnie cud w polewie malinowej :D