wtorek, 9 lipca 2013

naćpana bieganiem

A dziś trochę na poważnie ale z uśmiechem na fali wczorajszych endorfin.
Po dwóch miesiącach biegania robię sobie mały bilans i zastanawiam się co ja z tego mam (oprócz rozwalających się butów, zajętych wieczorów, przepoconych koszulek i biustonoszy oraz częstszego prania) i oto do jakich wniosków dochodzę:
- schudłam 4 kg a wyglądam jakbym zrzuciła z 8 kg - cel jest realizowany i widać efekty znajomi są pod wrażeniem a ja mieszczę się w spodnie, o których w kwietniu mogłam tylko pomarzyć, złożyć w kosteczkę i schować do szafy…
- poprawiło mi się zdrowie (ciśnienie krwi, praca układu pokarmowego, radzenie sobie ze stresem – stres zażerałam, przysysałam się wieczorem do lodówki i jadłam co popadnie, teraz nie mam takiej potrzeby, stresy gubię po drodze gdy biegnę)
- nie opuściłam ani jednego dnia przeznaczonego na bieganie, jestem z siebie dumna, mogę, potrafię, daję radę
- spotykam się z ogólnym uznaniem i podziwem co nie ukrywam bardzo dobrze robi mi na samoocenę i poczucie własnej wartości
- odkrywam znaczenie słowa „pasja”… poznaję ludzi, którzy żyją pasją i czerpię od nich energię, powalam by mnie inspirowali i motywowali do dalszego wysiłku. – Jesteście wspaniali
- a wczoraj pokonałam sama siebie

Obecnie wzbiera we mnie pokusa monitorowania moich wyników, osiągnięć, rekordów… zaczyna kołatać mi pomysł na udział w jakimś zorganizowanym biegu czy zawodach a wszystkie znaki na ziemi i niebie potwierdzają, że to dobry kierunek Jednak spieszę uspokoić wszystkich przerażonych i troszczących się o moje zdrowie (zarówno fizyczne jak i psychiczne), że do maratonu na razie nie aspiruję …może za jakieś sto lat… na dzień dzisiejszy preferuję zdecydowanie krótszy dystans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz