Czas... nie mam czasu... jakiś czas temu... za jakiś czas... Czas
płynie, przemija... Miniony czas, miniona minuta czy sekunda już nie
wróci, przemija bezpowrotnie i staje się przeszłością nieodwracalną.
Gdy moja matka-rodzicielka usłyszała mój pomysł na zagospodarowanie
czasu na najbliższy rok to, złapawszy się za głowę, ze zgrozą krzyknęła:
"Dziecko! Ty znowu na nic czasu nie będziesz miała!" A ja się pytam: A
na co takiego potrzebuję ten czas? Czyż nie na to, właśnie co sobie
zaplanowałam? Co daje mi satysfakcję, sprawia przyjemność, pozytywnie
wpływa na poczucie własnej wartości i w ogóle na dobre czucie się we
własnej skórze? Oczywiście lwią część doby przeznaczam na to co "muszę"
(muszę czy nie-muszę to temat na inny post) czyli na pracę zawodową,
dojazd i powrót. Ale popołudnia, wieczory, weekendy... masa "wolnego"
czasu. Któregoś dnia policzyłam godziny i z tej matematyki wyszło mi, że
popołudnie i wieczór (od powrotu z pracy do kładzenia się spać) to ok. 6
godzin. Poszłam krok dalej i zadałam sobie kolejne pytanie: co ja dziś
przez te sześć godzin zrobiłam? - "...i zapada takie niezręczne
milczenie..." Muszę przyznać, że się na siebie wściekłam. Jak ja mogę
mówić, że na nic nie mam czasu?
Teraz liczę czas. Czynności, których nie lubię przeliczam na minuty i tym sposobem wychodzi mi, że odkurzanie i mycie podłóg to maksymalnie 20 min. a poskładanie prania i schowanie do szafy to tylko 10 min. Potem skupiam się na korzyściach, które, w stosunku do włożonego wysiłku, są dla mnie znaczące (lubię, gdy mam czysto w domu i nie znoszę sterty prania do prasowania przekładanego z fotela na fotel).
Gdy idę biegać, to wiem, że za godzinę będę z powrotem w domu, zmęczona ale szczęśliwa, naćpana endorfinami, patrząca na świat przez różowe okulary... A jak nie pójdę biegać to ta godzina już nigdy nie wróci a ja przesiedzę ten czas przed telewizorem, oglądając po raz setny powtórkę serialu kryminalnego... a potem nie będę mogła usnąć, bo będę znowu na siebie zła a przecież nie chcę się na siebie złościć.
Teraz liczę czas. Czynności, których nie lubię przeliczam na minuty i tym sposobem wychodzi mi, że odkurzanie i mycie podłóg to maksymalnie 20 min. a poskładanie prania i schowanie do szafy to tylko 10 min. Potem skupiam się na korzyściach, które, w stosunku do włożonego wysiłku, są dla mnie znaczące (lubię, gdy mam czysto w domu i nie znoszę sterty prania do prasowania przekładanego z fotela na fotel).
Gdy idę biegać, to wiem, że za godzinę będę z powrotem w domu, zmęczona ale szczęśliwa, naćpana endorfinami, patrząca na świat przez różowe okulary... A jak nie pójdę biegać to ta godzina już nigdy nie wróci a ja przesiedzę ten czas przed telewizorem, oglądając po raz setny powtórkę serialu kryminalnego... a potem nie będę mogła usnąć, bo będę znowu na siebie zła a przecież nie chcę się na siebie złościć.
Więc, czas... mam go na to czego potrzebuję i wykorzystuję go co do sekundy, tak aby mi samej było ze mną dobrze :)
____________
Sponsorem dzisiejszego odcina był artykuł na stronie treningbiegacza.pl - link poniżej, polecam lekturę:
https://treningbiegacza.pl/artykuly/motywujace/item/561-jak-ty-to-robisz-ze-znajdujesz-czas-na-bieganie-dodatkowa-godzine-mam-zawsze-w-kieszeni
Sponsorem dzisiejszego odcina był artykuł na stronie treningbiegacza.pl - link poniżej, polecam lekturę:
https://treningbiegacza.pl/artykuly/motywujace/item/561-jak-ty-to-robisz-ze-znajdujesz-czas-na-bieganie-dodatkowa-godzine-mam-zawsze-w-kieszeni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz