Kto powiedział, że kobiety lubią zakupy??? No, chyba, że takie
kobiety bez krągłości i w rozmiarze 36, max 38 - ja się do nich nie
zaliczam bo kształty swoje mam a i do wspomnianych rozmiarów mi daleko.
Tak więc zakupy to istna droga przez mękę, nieustanna walka z frustracją
i zniechęceniem. Nie inaczej jest z butami. W tym roku modne są
sandałki zapinane wokół kostki. Model taki powoduje u mnie gotowanie się
stopy i to bez względu na to, że reszta buta to same sandałkowe
sznureczki.
Tak więc udałam się na zakupy obuwnicze. A ściślej mówiąc, moim celem
były buty do biegania. Cały tydzień nastrajałam się żeby wytrwać na
zakupowym szlaku i nie dać się zniechęcić przez brakujący rozmiar,
kolor, fason czy cenę. Bez wcześniejszego nastrojenia się, każdy z tych
czynników mógłby bardzo łatwo spowodować opuszczenie przeze mnie sklepu w
trybie pilnym, w popłochu i ze łzami w oczach.
Już w drodze na przystanek komunikacji miejskiej, na poprawę nastroju, kupiłam sobie loda. Niestety nie było moich ulubionych waniliowych więc musiałam się zadowolić czekoladowym. Pomyślałam, że nie wezmę algidy na patyku bo na pewno czekolada kapnie mi na bluzkę i o zakupach w dobrym nastroju mogę zapomnieć. Wybór padł więc na czekoladowy rożek. Tak, rożek z pewnością będzie bezpieczniejszy... Ha, ha, ha (szyderczy śmiech), oczywiście upaprałam sobie bluzkę. Brązowo-brunatna plama zagościła na wysokości pępka i śmiała się do mnie prowokująco i czekała aż moje pozytywne nastawienie wyparuje. Ale nic z tego! Byłam dzielna. A nie przewidując powrotu do domu w celu zmiany garderoby, postanowiłam rozszerzyć zakres odwiedzonych sklepów o taki gdzie mogłabym nabyć czystą bluzkę. Tym sposobem do zakupów obuwniczych doszły zakupy odzieżowe. Przy piątej mierzonej bluzce zrobiło się niebezpiecznie... ale się nie dałam :) i ostatecznie kupiłam bluzkę numer osiem ;) (z czarno-różową czaszką - normalnie czad!). Następnie, odziana w nowy nabytek, w mimo wszystko dobrym nastroju, udałam się realizować cel główny swojej wyprawy.
Pan w sklepie z-butami-do-biegania okazał się bardzo pomocy i cierpliwy. Pomierzyłam, pomarudziłam, pobiegałam i nabyłam :) piękne, czarno-pistacjowe (tak, wiem pistacja to nie kolor) obuwie firmy asics z żelową amortyzacją, wkładkami o właściwościach bakteriobójczych i sama nie wiem czym tam jeszcze. A teraz siedzę i zastanawiam się czy nie są za duże ;)
Już w drodze na przystanek komunikacji miejskiej, na poprawę nastroju, kupiłam sobie loda. Niestety nie było moich ulubionych waniliowych więc musiałam się zadowolić czekoladowym. Pomyślałam, że nie wezmę algidy na patyku bo na pewno czekolada kapnie mi na bluzkę i o zakupach w dobrym nastroju mogę zapomnieć. Wybór padł więc na czekoladowy rożek. Tak, rożek z pewnością będzie bezpieczniejszy... Ha, ha, ha (szyderczy śmiech), oczywiście upaprałam sobie bluzkę. Brązowo-brunatna plama zagościła na wysokości pępka i śmiała się do mnie prowokująco i czekała aż moje pozytywne nastawienie wyparuje. Ale nic z tego! Byłam dzielna. A nie przewidując powrotu do domu w celu zmiany garderoby, postanowiłam rozszerzyć zakres odwiedzonych sklepów o taki gdzie mogłabym nabyć czystą bluzkę. Tym sposobem do zakupów obuwniczych doszły zakupy odzieżowe. Przy piątej mierzonej bluzce zrobiło się niebezpiecznie... ale się nie dałam :) i ostatecznie kupiłam bluzkę numer osiem ;) (z czarno-różową czaszką - normalnie czad!). Następnie, odziana w nowy nabytek, w mimo wszystko dobrym nastroju, udałam się realizować cel główny swojej wyprawy.
Pan w sklepie z-butami-do-biegania okazał się bardzo pomocy i cierpliwy. Pomierzyłam, pomarudziłam, pobiegałam i nabyłam :) piękne, czarno-pistacjowe (tak, wiem pistacja to nie kolor) obuwie firmy asics z żelową amortyzacją, wkładkami o właściwościach bakteriobójczych i sama nie wiem czym tam jeszcze. A teraz siedzę i zastanawiam się czy nie są za duże ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz