Biegi Górskie w Otwocku na Łysej Górze zostały zainaugurowane.
Łysą Górę pamiętam z czasów dzieciństwa, jak zjeżdżało się na sankach. Pamiętam, że wtedy ta góra była ogromna tak, że z sankami wchodziło się do połowy. Szczerze miałam nadzieję, że przez te ostatnie 25 lat góra choć trochę zmalała... niestety nie... tylko tym razem musiałam się wdrapać na sam szczyt... ale po kolei.
Łysą Górę pamiętam z czasów dzieciństwa, jak zjeżdżało się na sankach. Pamiętam, że wtedy ta góra była ogromna tak, że z sankami wchodziło się do połowy. Szczerze miałam nadzieję, że przez te ostatnie 25 lat góra choć trochę zmalała... niestety nie... tylko tym razem musiałam się wdrapać na sam szczyt... ale po kolei.
Zaczęło się nie zbyt fortunnie... ok.
30 minutowym opóźnieniem. Kolejka po numery startowe utworzyła się
spora, a że kolejka była na zewnątrz to zmarzłam strasznie, dłoni i stóp
z zimna nie czułam... Ale organizator poinformował, że winni całego
zajścia "zostali już rozstrzelani" więc należy mieć nadzieję, że coś
podobnego się już nie powtórzy - pierwsze koty za płoty. Poza tym było
super... Trasa rzeczywiście pod górę - pierwsza prosta dość ostro. W
zasadzie po tym pierwszym podbiegu to już nie miałam sił. A potem to jak
to w Otwocku: piach i piach i piach i śnieg :) Biegło mi się bardzo
ciężko. Zazwyczaj biegam po ulicach i chodnikach. Bieg w lesie i to
jeszcze pod górę to dla mnie zupełna nowość. Trasa mnie pokonała.
Zamiast planowanych 4 km pobiegła tylko/aż 2 km czyli jedno kółko. Teraz
już wiem co mnie czeka za dwa tygodnie więc na 1 lutego lepiej
przygotuję się psychicznie, bo na znaczący fizyczny progres to nie
liczę, no i zostanę na razie przy dystansie 2 km, który garminowcy
uściślili do 2,2 km - niech i tak będzie. Po przekroczeniu mety można
było udać się na ciepłą herbatkę i jak ktoś miał ochotę to za 5 PLN mógł
nabyć ciepły żurek.
A poza tym kilka luźnych refleksji na temat imprezy:
1. W biegowych mediach aż huczy, że
"Otwock kopiuje Falenicę", że "plagiat" co prawda jest zaraz dodawane,
że za zgodą falenickich organizatorów ale jakby nie patrzeć słowa
"plagiat: i że ktoś kogoś "kopiuje" kojarzą się jednak negatywnie. Czy
nie można podać informację, że powstaje kolejna, dobrze zapowiadająca
się impreza biegowa? Czy nie można napisać, że impreza zainspirowana
biegami w Falenicy? - Niby to samo a jakże inaczej brzmi...Dodam
jeszcze, że moim zdaniem nie może być tu mowy o kopiowaniu bo przecież
Falenica nie ma monopolu na góry i zimę a imprezy różnią się pod każdym
względem: długość trasy, jakość nawierzchni, poza tym to czego w
Falenicy nie ma a w Otwocku było to: miejsce zwane "depozytem" (moim
zdaniem super opcja) no i zapewniona była opieka medyczna. Moim zdaniem
to są dwie różne imprezy inspirowane górami, zimą i ludzką chęcią
biegania w terenie.
Idąc tropem kopiowania i plagiatu można się zastanawiać, które miasto, od którego kopiuje organizację maratonu... - głupie, nie? a z Falenicą i Otwockiem się przyjęło :/
Idąc tropem kopiowania i plagiatu można się zastanawiać, które miasto, od którego kopiuje organizację maratonu... - głupie, nie? a z Falenicą i Otwockiem się przyjęło :/
2. Druga refleksja dotyczy komentarzy
w kolejce po numery startowe. Stało za mną trzech panów z pewnej
warszawskiej grupy biegowej. Byli dość zdegustowani, że jest opóźnienie i
wróżyli lawinę negatywnych komentarzy... jakoś mam wrażenie, że się
przeliczyli... Nikt nie narzekał aż tak bardzo, tylko oni... cóż,
warszawka?...
3. Zawsze powala mnie optymizm imprez
biegowych, luźna atmosfera, uśmiech, życzliwość... nawet gdy coś idzie
nie do końca tak jak powinno to nikt się nie awanturuje, nikt nie
krzyczy, nie ciska się... Za to właśnie kocham bieganie i biegaczy.
Ludzie naćpani endorfinami, na haju dobrego humoru... to jest to! -
piszę to i śmieję się do monitora... czy ja jestem nie normalna?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz