No i co ja na to poradzę, że nie
potrafię usiąść i płakać i się załamać i popaść w ciężką depresję...
Już, już miałam zrezygnować, położyć się do łóżka i czekać aż mi
przejdzie... a tu ni z tego ni z owego wyciągnęłam matę, którą
rozłożyłam na podłodze w dużym pokoju. Chustki z kanapy zeskoczyły na
podłogę co bym nie miała do nich tak daleko, książka z planem ćwiczeń
sama otworzyła się na właściwej stronie a różowe ciężarki wskoczyły w
moje dłonie... i co było dalej to chyba nie muszę mówić... 30 minut
uczciwych ćwiczeń :) A potem jakby życie we mnie wstąpiło! Relaksujący
prysznic, nastawione pranie, porządek w szafie z butami i stwierdziłam,
że muszę wyjść z domu więc się ubrałam i wyszłam i szłam i szłam i
szłam... Jakoś tak trasa sama się wytyczyła... ta sama co do biegania ;)
więc ponad 7 km i 1,5 godziny spaceru... a gdy weszłam do domu to
zapachniało mi gumą balonową... :) i teraz się zastanawiam czy już
odzyskuję węch czy może to omamy węchowe i zamiast do laryngologa
powinnam udać się do psychiatry...
A oto moje dzisiejsze antydepresanty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz