I tak to już jest, że pewne rzeczy w
naszym życiu nie zawsze do końca zależą od nas. Choćbyśmy się starali
jak nie wiem co to zawsze coś może pójść nie tak a potem trzeba zaczynać
od początku. Tak to właśnie jest z moim bieganiem. Wcale go nie
planowałam. Po prostu któregoś majowego dnia wstałam, wyszłam z domu i
potruchto-maszerowałam... wtedy zaczęłam nowe życie, chociaż nie
zdawałam sobie jeszcze z tego sprawy...
W grudniu, po miesięcznej przerwie spowodowanej chorobą zaczynałam drugi raz. Oczywiście punkt startowy był już zupełnie inny niż ten majowy :) A dziś, po kolejnej chorobie wracam po raz trzeci. Nie ukrywam, że już nie mogłam się doczekać biegania. Trzy kilo na wadze więcej i zażeranie stresów wafelkami i czekoladą nie jest kierunkiem, w którym chciałabym podążać.
Więc dziś nadszedł dzień krytyczny i powiedziałam dość! Trzeba wracać! Po ostatnim niebieganiu postanowiłam na ostrożność więc dziś było krótko, tylko 4 km ale w tempie jak na moje bieganie przyzwoitym.
W grudniu, po miesięcznej przerwie spowodowanej chorobą zaczynałam drugi raz. Oczywiście punkt startowy był już zupełnie inny niż ten majowy :) A dziś, po kolejnej chorobie wracam po raz trzeci. Nie ukrywam, że już nie mogłam się doczekać biegania. Trzy kilo na wadze więcej i zażeranie stresów wafelkami i czekoladą nie jest kierunkiem, w którym chciałabym podążać.
Więc dziś nadszedł dzień krytyczny i powiedziałam dość! Trzeba wracać! Po ostatnim niebieganiu postanowiłam na ostrożność więc dziś było krótko, tylko 4 km ale w tempie jak na moje bieganie przyzwoitym.
Więc, pierwsze koty za płoty. Mój
kolejny pierwszy raz, tym razem - pierwsze bieganie po śniegu zaliczone
:) nie było strasznie i nawet nie było zimno, było spoko. A w sobotę
Biegi Górskie... już się nie mogę doczekać :)
A dziś w pracy dowiedziałam się, że
biegać w zimę nie powinnam "bo się przewrócę i połamię nogi"...
doprawdy, czego to ludzie nie wymyślą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz