sobota, 4 stycznia 2014

przeznaczenie...???

Znowu jestem chora, znowu mam katar, gorączkę i siedzę w domu i znowu, tradycyjne podczas choroby jestem właśnie na urlopie... Znowu nie biegam, znowu jestem zła, znowu mam dość bycia taką słabą... znowu...
Tym razem dopada mnie rezygnacja. Po co ja się staram, wysilam, stawiam sobie cele i wyznaczam drogę ich realizacji jeśli zupełnie nie mam wpływu na to co się dzieje z moim ciałem... ciągle zaczynam od nowa... - była kiedyś taka piosenka religijna, puenta tej piosenki była pełna nadziei - "kochać to znaczy powstawać"... taaak, gorzej tylko jak do kochania ma się samego siebie... Trudno jest się nauczyć egoizmu... szczególnie gdy liczne próby takiej nauki spełzają na niczym bo dopada człowieka choroba i okazuje się, że z gorączką trzeba samemu zwlec się z łóżka i zrobić sobie herbatę, obiad, przygotować leki, wyjść po zakupy i do apteki... Zaczynam żyć w przekonaniu, że stan zdrowia i dobrego samopoczucia to jest bajka, mit, legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie i może nawet ktoś kiedyś tego doświadczył ale mnie się to nie przydarzy... takie przeznaczenie???
Tylko, że ja nie mam w sobie zgody na taki stan rzeczy. Szukam przyczyn moich chorób. Przecież ubieram się stosownie do pory roku, prowadzę zdrowy tryb życia a przynajmniej zdrowszy niż jakiś czas temu gdy nie chorowałam... szukam przyczyn... na ile to przeznaczenie i musi tak być a na ile mam wpływ na to co się dzieje? Ale nie mam już siły szukać przyczyn i walczyć. Poddaję się. Kładę się do łóżka i czekam aż mi przejdzie... przecież kiedyś musi mi przejść... chyba...

A na zakończenie refleksja życiowa:
Bo to już tak jest, że jak dwoje ludzi ma się sobą spotkać to się spotkają a jak dwoje ludzi ma się ze sobą nie spotkać to choćby nie wiem co robili żeby się spotkać to i tak nie będzie im to dane...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz