środa, 28 sierpnia 2013

człapu, człap...

Dziś przegapiłam konieczność spożywania przyzwoitych posiłków i na własnej skórze doświadczyłam, że kiepskie jedzenie = kiepskie bieganie, więc:
- złapał mnie skurcz w łydce
- w udach zabrakło mocy, nogi uginały się pode mną i nie było żadnej sprężystości,
- złapała mnie kolka (jak biegam cztery miesiące to był chyba trzeci raz więc nie będę się czepiać)
- sucha śluzówka w nosie nie ułatwiała oddychania a po wczorajszym bólu gardło jeszcze drapało,
poza tym:
- łaskotała mnie sznurówka i w żaden sposób nie mogłam jej poskromić,
- smartfon odmówił współpracy w zakresie emitowania fonii,
- dzisiejszy bieg był nieco przemaszerowany…
Jedynie gps działał bez zarzutu no i nowa opaska na włosy sprawdziła się w praktyce. Poza tym mocy nie było, dziś raczej przeczłapałam.
W związku z powyższym na czwartek układam już menu. Muszę bardziej pilnować jedzenia zarówno w zakresie czasu i częstotliwości jak i jakości. Moc nadchodzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz