niedziela, 4 sierpnia 2013

parkrun go!

Dzisiaj Park Skaryszewski zaowocował życiówką (kolejną!) i aktywowaniem alergii :(
Biegło się świetnie, powietrze było lżejsze niż w ubiegłym tygodniu, chociaż na odcinkach słonecznych piekło w policzki równo. Dobrze, że było sporo cienia i trochę wody to wilgoć dawała chłód.
Po raz kolejny przekonałam się jak dobrze jest biegać nie samej. Pierwsze okrążenie udało mi się przebiec za pewną panią. Trzymałam się równo ale na drugim okrążeniu pani chyba przyspieszyła, bo ja przecież nie zwalniałam i tyle ją widzieli. Dalej biegłam swoim tempem, troszkę wolniej, ale skupiałam się na oddychaniu, które ostatnio nie szczególnie wykazuje chęć współpracy. Za mną było jeszcze kilka osób... "Dziś nie będę ostatnia" - ta myśl kołatała mi się przez drugą część trasy i nie pozwalała się zatrzymać... Piąty kilometr rozpoczęłam marszem. Musiałam. Nie dawałam już rady. Pomyślałam sobie, że teraz trochę podejdę, ale za to ostatnia prosta będzie moja. A odpocznę sobie za metą. Tak też zrobiłam. A gdy moim oczom ukazała się meta to uszach zabrzmiał Volver:
"Ten jedyny raz,
Poczuj znów życia smak.
Zrób to, jak na bungee skok.
Zaryzykuj i leć.
Odleć tam, dokąd chcesz."
...i odleciałam. Wizja skoku na bungee jakoś tak wyzwalająco na mnie działa, że zapominam o ograniczeniach i zmęczeniu. Doping też zrobił swoje.
Tym sposobem pokonanie 5 km zajęło mi niecałe 34 minuty (to ponad minutę szybciej niż w ubiegłym tygodniu) :)
Niestety już wychodząc z parku zaczęłam kichać, potem smarkać i tak jest do teraz... aktywowana alergia cały czas kręci w nosie... A ja mam ją w nosie ;) biegać i tak będę! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz