piątek, 9 sierpnia 2013

klap, klap...

...oklapłam...
upał daje się we znaki... senne popołudnia, nieprzespane noce i zaspane poranki... żar z nieba i mróz z klimatyzacji... to wszystko sprawia, że chce się mniej... do tego bolące gardło, zatkane zatoki i nadciągające zapalenie strun głosowych i krtani (może się jednak rozmyśli)...
Jednak biegania nie odpuszczam. Biegania chce mi się więcej, dłużej, szybciej, mocniej... chcę być mistrzem świata, przebiec 5, 10 kilometrów, półmaraton pewnie kiedyś maraton... Jestem przekonana, że dam radę.
Po wczorajszym pilatesie, zgodnie z przewidywaniami, jest ból... po raz kolejny poznaję swoje ciało, odkrywam jego nowe zakamarki i dziwię się, że tam też są mięśnie, które mogą boleć...
Samochód zamieniam na rower... pęd powietrza we włosach daje ulgę przy upalnym, stojącym powietrzu... czuję jak mięśnie nóg napinają się gdy naciskam na pedały... ekstaza...
Wysiłek. Pokonywanie samej siebie. Przekraczanie swoich granic, granic dotychczas w mojej ocenie niemożliwych do przekroczenia... a jednak daję radę :) To jest takie ekscytujące, że zapominam o umiarze, moje niecierpliwe chcenie przebiera nogami aby się wyrwać i lecieć przed siebie. Dobrze, że jest ktoś, kto to wszystko porządkuje, skutecznie pacyfikuje moje niecierpliwe chcenie i wskazuje właściwą drogę. Dobrze jest mieć przewodnika...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz