Burza zastała mnie na balkonie z laptopem na kolanach. Miało być miło.
Cisza, chłodniejsze powietrze, spokój piątkowego wieczora, sama ze
sobą... Niestety przyszła ona. Zaczęło grzmieć, błyskać się aż w końcu
lunęło. Niebo raz po raz przeszywały pioruny i błyskawice. Grzmot
nadchodził powoli jakby nieśmiało, rozwijał się jak rozkwitający kwiat
by w końcu przeszyć całe niebo i roztrzaskać je na miliony kawałków.
Zapachniało deszczem... po upalnych dniach i nocach zapach ten aż
drażnił w nozdrza... W pewnym momencie błysk oślepił mnie a grzmot
przeszył niespodziewanie moje uszy i mózg tak jakby zajrzał do mnie na
balkon, musnął mnie swoim ostrzem i odleciał dalej... Serce łomotało w
mojej piersi. Ta niespodziewana, namacalna bliskość zaskoczyła mnie i
przeraziła ale jednocześnie dała ulgę i pozwoliła odetchnąć głęboko
świeżym, wilgotnym powietrzem. Mimo strachu nadal stałam na balkonie,
krople deszczu odbijały się od moich policzków, nosa, czoła...
rozkosz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz