Proszę powiedz mi coś mądrego (jak zwykle zresztą) bo już wpadam w
depresję. Ciężko mi jest bez biegania, kolano boli mnie cały czas,
wizyta u ortopedy dopiero (albo już!) 18 września. Zamiast biegania
poszłam w niedzielę na basen i prawie codziennie ćwiczę (brzuszki,
rozciąganie, ćwiczenia z pilatesu). Teraz jestem na służbowym wyjeździe i
nawet karimatę wzięłam ze sobą żeby ćwiczyć ale to nie jest to samo :/
Pocieszam się myślą, że nie biegam teraz żeby biegać w przyszłym
tygodniu czy za dwa tygodnie ale to pocieszanie kiepsko mi wychodzi i
potrzebuję wsparcia z zewnątrz. Oczywiście zawsze mogę liczyć na
wsparcie pogody – obecnie pada deszcz więc i tak bym nie biegała (taki
koneser to jeszcze nie jestem). Ale jak jutro będzie świeciło słońce…
Zaczynam płakać… tak dawno nie płakałam a teraz patrzę w lustro i łzy
same napływają mi do oczu… jest mi źle, jestem smutna, zniechęcona… tak
trudno znaleźć radość, taką prawdziwą, autentyczną, z głębi serca…
Zaczynam się bać… to nie jest dobre… strach nie jest dobry, on nie
przynosi żadnego postępu, strach blokuje, zamyka w klatce gdzie siedzę
bez ruchu, jestem szara, letnia, nijaka. Jestem sama. Nie ma nikogo, kto
dostrzeże moje zmartwienie, kto się o mnie zatroszczy...
Tak trudno prosić o wsparcie... ta wątpliwość czy się nie narzucam,
nigdy nie wiadomo czy ja jestem tak samo ważna dla kogoś jak ten ktoś
dla mnie, czy znajdzie dla mnie czas, czy chce dla mnie znaleźć czas...
Więc zostaję sama... zupełnie sama...
Mój Dobry Duchu, który w trudnych momentach mojego życia siadasz mi
na ramieniu i dodajesz siły, pomóż i tym razem proszę… odczaruj mnie na
nowo, spraw żeby świat znowu stał się kolorowy, żeby ptaki radośnie
śpiewały a kwiaty mieniły się szaleństwem barw… i tylko moje różowe buty
biegowe mogą poszarzeć… od kurzu z przebiegniętej przeze mnie drogi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz