No i skończyło się rumakowanie. Kolano dokucza, dyskomfort nie
ustępuje, wsłuchuję się w to co moje ciało chce mi powiedzieć... bo może
to tylko nadciągnięte ścięgno albo mięsień... tak czy siak najbliższe
bieganie sobie odpuszczam. Czas na regeneracje, pozwolę swoim kolanom
odpocząć... w najbliższym tygodniu bieganie zamieniam na basen.
Mimo to pasmo sukcesów nie ustaje. Kolejny kilogram złamany, kolejne
zmiany w diecie na wersje zdrowszą i mniej śmieciową, kolejne rowerowe
kilometry pod kołami a piąty kilometr biegu nie jest już kilometrem
zgonu. Endorfiny działają i nawet mój wewnętrzny krytyk usiłujący pożreć
mój optymizm i chęć do życia przegrywa z kretesem i jest bez szans gdy w
zasięgu wzroku pojawiają się moje buty do biegania :)
A poza tym ...tak strasznie zatęskniłam za Bieszczadami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz