...i dopada mnie taki straszny smutek...
czarny, ogromny i niezgłębiony, ogarniający mnie z każdej strony...
Czuję jak nadchodzi, zbliża się wielkimi krokami by objąć mnie swoimi
ramionami i przykryć swoim płaszczem... Opada energia, świat szarzeje
tak jak rok temu gdy wszystko się skończyło... gdy cały mój świat legł w
gruzach, gdy przekonałam się, że nic już nie mogę zrobić by uratować
marzenia o szczęśliwym życiu... Dogania mnie samotność... uciekam przed
nią... staram się z całych sił, ale ona jest bardzo szybka, ostra,
przenikliwa, dotykająca moje serce w najgłębszych zakamarkach... takie
smutne są samotne wieczory... takie smutne są radości, którymi nie ma
się z kim dzielić...
A z drugiej strony cały czas umykam temu smutkowi, jakby coś nie pozwalało mi zatopić się w nim i w nim utonąć, jakby coś odpędzało go... Coś co bierze kolorowe kredki i maluje świat... Rozglądam się i widzę moje buty biegowe - różowe, kąciki ust same unoszą się do góry, mimo łez napływających do oczu... W piersi pojawia się uczucie oddechu jaki mam podczas biegu, serce uderza mocniej kilka razy... łza spływa po policzku, dociera do kącika ust...
Rozglądam się i widzę kobietę, która zmienia swoje życie, która mimo ogromnej porażki podnosi się i walczy, która chce być szczęśliwa, chce się uśmiechać, chce być dobra dla innych, chce kochać życie i innych ludzi i chce kochać siebie... ale też chce być kochana... w tym momencie światła gasną, w gardle pojawia się narastająca gula, która blokuje oddech... kolejna łza spływa po policzku...
Rozglądam się i widzę innych ludzi, obcych, znajomych, przyjaciół... wszyscy mi kibicują, trzymają kciuki, podtrzymują na duchu, dodają otuchy, wspierają... ile różnych słów na jedno zjawisko... Nie mogę ich zawieść, nie mogę zawieść siebie, nie mogę stracić tego co już odzyskałam...
...i znowu kończę optymistycznie, znowu coś mnie wyciąga z przepaści smutku... widocznie mój czas jeszcze nie nadszedł...
A z drugiej strony cały czas umykam temu smutkowi, jakby coś nie pozwalało mi zatopić się w nim i w nim utonąć, jakby coś odpędzało go... Coś co bierze kolorowe kredki i maluje świat... Rozglądam się i widzę moje buty biegowe - różowe, kąciki ust same unoszą się do góry, mimo łez napływających do oczu... W piersi pojawia się uczucie oddechu jaki mam podczas biegu, serce uderza mocniej kilka razy... łza spływa po policzku, dociera do kącika ust...
Rozglądam się i widzę kobietę, która zmienia swoje życie, która mimo ogromnej porażki podnosi się i walczy, która chce być szczęśliwa, chce się uśmiechać, chce być dobra dla innych, chce kochać życie i innych ludzi i chce kochać siebie... ale też chce być kochana... w tym momencie światła gasną, w gardle pojawia się narastająca gula, która blokuje oddech... kolejna łza spływa po policzku...
Rozglądam się i widzę innych ludzi, obcych, znajomych, przyjaciół... wszyscy mi kibicują, trzymają kciuki, podtrzymują na duchu, dodają otuchy, wspierają... ile różnych słów na jedno zjawisko... Nie mogę ich zawieść, nie mogę zawieść siebie, nie mogę stracić tego co już odzyskałam...
...i znowu kończę optymistycznie, znowu coś mnie wyciąga z przepaści smutku... widocznie mój czas jeszcze nie nadszedł...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz