środa, 18 września 2013

w deszczu

Dziś pierwszy raz moje modły do bogów deszczu nie zostały wysłuchane i mżyło i padało... Miałam wielką rozterkę czy biegać. Bo ja żmija jestem w sensie gad czyli zmiennocieplny i ciepłolubny a za oknem mokro, szaro, chłodno i nieprzyjemnie. Mimo to nie znalazłam mocnych i niebitych argumentów na to by siedzieć więc pobiegłam. Początkowo nawet nie padało. Potem zaczęło trochę siąpić. Potem trochę przestało. A potem znowu siąpiło aż w końcu opady przybrały na sile, kapuśniaczek stał się rzęsisty i gęsty a krople większe. Czułam jak kapią na moją głowę i zlepiają włosy, jak spływają po brwiach i wpadają do oczu, jak uderzają o rozgrzane policzki a potem jakoś tak dziwnie zakręcają i przecząc prawom fizyki wpadają do nosa...
Bieganie w deszcz... całkiem fajne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz